Dziś w lecznicy był horror i koszmar.
Najpierw Mysza nie dała sobie założyć wenflonu, jestem cała podrapana, technik wet też. W końcu wenflon założony, zaczynamy od Duphalyte. Po 20 ml Mysza zaczęła się rzucać, pienić.
W końcu rzygnęła krwią.

Rzygała tą krwią i rzygała, do tego się pieniła, więc udało się podać essentiale i wit. C, glukozy też już jej nie dali. Jeszcze synulox podskórnie i zdjęcie rtg, według którego coś jest nie tak, jakieś przewężenie na końcowym odcinku przewodu pokarmowego, w zasadzie powinno się wykonać laparotomię, ale to duże ryzyko dla niej, ze względu na wiek - tak mi powiedziano. Dostała jaeszcze cyclonamine i cimetidine - na żołądek.
Nadal nie wiadomo co jest... Bo objawy nie "współgrają" z tym, co wyszło na zdjęciu. Mam jej dalej dawać metoclopramid i dopyszcznie siemię lniane. Jutro znowu na wizytę.
Mysza w domu łazi sobie, daje się głaskać. W lecznicy dziczeje.