yey! no już.
W pracy co prawda siedzę, ale muszę się oderwać od obowiązków, to niezdrowo, tak pracować bez przerwy

.
Zacznę od początku, bo nie pisałam długo. W poprzednim odcinku: zrobiliśmy łapankę na siku Sevi, udało się, zanieśliśmy do weta.
No i nie jest spoko, bo białka od cholery w moczu. Wet u którego zostawiałam próbkę (nie chodzimy do niego, ale mamy blisko, więc z rana zaraz zaniosłam właśnie do niego, żeby wysłał do badania) zasugerował, że wyniki wskazują na problemy nerkowe. Nasza lecznica na to: "eee, nic takiego, mogło się zdarzyć...". Nosz kurde! Przecież wiedzą, że jest coś nie tak! Nie takiej reakcji się spodziewałam... Pora na konsultację, ale jestem mega biedakiem i muszę czekać do wypłaty... Równolegle zrobimy Sevci rtg i usg u specjalisty.
A potem? Potem byliśmy w Borach Tucholskich i Trójmieście od środy (przed dwoma tygodniami) do minionej niedzieli. I powiem Wam jedno - omg, co za stres na początku! Czy kotki na pewno sobie dadzą radę, tyle czasu same, a czy tata Monkiusza dobrze posprząta, czy dobrze nakarmi, czy pogłaska? Choć miał wszystko powypisywane, to jednak cały czas wydzwanialiśmy. A on nam, że dobrze. Że wszystko spoko. Ot, po prostu. Powiem Wam więcej - gdzieś po paru dniach wyluzowałam

.
No i faktycznie, jak wróciliśmy, to nie dość, że koty całe, to i zdrowe. Sevi się nie drapała (choć przed wyjazdem dostała steryd, który ma działać do trzech tygodni, więc to na pewno on. Ale ja tam się cieszę z każdego dnia!), Granada dalej rozbrykana, ale jak urosła! Niby 11 dni nas nie było, a jakby całe wieki

.
Aktualnie jest tak: Grandi zamęcza Sevcię ciągłym rzucaniem się na nią, Sevi raz przed nią ucieka na szafę, raz syczy i się denerwuje, ma dość. Ale zaobserwowałam po przyjeździe, że reaguje też w inny sposób. W pewnym momencie najeża się, wygina w łuk, i tak staje bokiem wobec Granady. Granada podobnie. Stoją tak w bliskiej odległości i patrzą sobie w oczy. Po kilku-kilkunastu sekundach Granada odchodzi. Czy to ustalanie dominacji? Sevi nigdy nie robi krzywdy małej, to raczej mała ją gryzie (ale widzę, że traktuje to jako zabawę), ponadto Grandi nie boi się Sevilli (po prostu przez chwilę jest speszona, ucieka, ale potem znowu na nią wskakuje i od nowa to samo). Nie ma tu więc raczej jakiejś agresji, co Wy na to?
Ładny esej walnęłam. Muszę do Was pozaglądać, poczytać wątki, pewnie setki stron do nadrobienia... ale to już w domu, bo po urlopie - jak to po urlopie - w pracy nie ma na nic czasu

.
ab., gratuluję Szajbkowej sterylki! Pomyśleć, że i do nas się to zbliża wielkimi krokami...