Bardzo się cieszę, że Mrówka

ma już swój domek ! Od czasu do czasu podglądałam wątek, trzymając mocno kciuki za Mrówkę.
Każdy ma gdzieś w gwiazdach zapisane swoje przeznaczenie.....
Do mnie z kolei trafiła tydzień temu Bafia (wcześniej zwana Mafią), która nie miała w swoim krótkim życiu wiele szczęścia....
Urodziła się we wrześniu 2011, a w listopadzie jako zdrowe, cudne kocio została oddana do adopcji (przez Wspaniałe Dziewczyny z Koszalina - które pomagają , ratują, finansują leczenie : Ula, Marta, Karolina, Agnieszka...).
Po trzech miesiącach dom adopcyjny oddał Mafię (teraz u mnie Bafię) z powrotem, w stanie tragicznym: zachudzoną , z urazem głowy wskazującym na silne uderzenie (rozległy krwiak podczaszkowy,nabrzmiałe od przekrwienia oczy, stan ciężki ....).
Bafia trzy tygodnie spędziła w Koszalinie na Franciszkańskiej, na szpitaliku. Uratowano jej życie, ale "przy okazji" zdiagnozowano białaczkę i oddano kotkę w stanie graniczącym z wegetatywnym : niezborność ruchowa uniemożliwiająca przemieszczanie się, brak reakcji na bodźce,całkowity brak apetytu, zobojętniałą, potwornie chudą bo przez ten czas odżywianą w zasadzie tylko kroplówkami.....Tylko tyle, że żywą....
Nic już więcej nie można było zrobić, ale zdecydowano że powinna dostać szansę, że należy próbować "wybudzić ją do życia" - w domowych warunkach, przy troskliwej opiece, może w towarzystwie innych kotów których obecność powinna wpłynąć mobilizująco.....
Otrzymałam w jej sprawie informację, przejęłam kotkę i podjęłam próbę.
Bafi "wpasowała się" do mnie idealnie, bo moje koty są przebadane testem na białaczkę, zaszczepione przeciw białaczce, łagodne, a dom mój spokojny i opiekuńczy.
No i zaczęło się :nadal nawadnianie, przymusowe karmienie dietą w proszku convalescence, rosołek, żółtko jajka, Indyk Gerbera, pobudzanie apetytu (syrop Peritol 3xdziennie 4ml), przenoszenie do kuwety kilka razy dziennie, bo Bafi była jak roślina : jak położona, tak leżała, skulona, na nic nie reagowała, tylko oczami (miały być niewidome, ale okazały się widzące) wodziła....
Dlaczego opisuję jej historię ? Bo od wczoraj zaczęła samodzielnie poruszać się po domu
(salon, mała sypialnia i kuchnia: to na razie jej "życiowa przestrzeń") !
Jeszcze wczoraj niezbornie, zataczając się, ale już dzisiaj - pewniej, zborniej, a dzisiaj rano....zapachniała jej wędzona makrela, którą właśnie przygotowywałam na śniadanie, a Bafia kręciła się przy mnie ! Wręcz niedowierzałam , gdy podsunęłam jej kawałki, a ona...zaczęła je pochłaniać !
No i domaga się cichutkim popiskiwaniem, aby brać ją na kolana.....Przytula się do ręki, mruczy cichutko...
Nie wiem co będzie dalej, ale postępy są od poniedziałku, po niespełna tygodniu , ogromne.
Nie wiem co będzie, bo nie wiem, czy białaczka już się u niej rozwinęła i czy przejdzie w stan latentny, czy jej stan był może rezultatem urazów po uderzeniu i cofnie się, czy trzy tygodnie w klatce na szpitaliku nie zmaltretowały jej psychicznie, a czas i nowe, dobre doświadczenia pozwolą się jej odblokować....Nie wiem.
Każdy ma swoje przeznaczenie gdzieś tam zapisane w gwiazdach.... Ja Bafi dałam szansę i powalczę o nią.
Mrówci życzę wspaniałego, długiego życia we własnym domku !