Jesteśmy po zdjęciu szwów i kontroli.
Jest róznie.
O ile rana po kastracji to w ogóle pikuś i nic, nawet szwy pani doc zdjęła bezproblemowo, to usunięty korzeń spowodował paskudzącą się rane w pyszczku.
Dziadka bolało, nie jadł, jak pojechaliśmy na kontrolę to się okazało, że schudł

.
Dostał convenię i już jest lepiej, czuje się po niej świetnie i zaczął jeść, choć bez cudów.
Badanie krwi - też różnie. Krea 1,9, mocznik 89.
Bez cudów, ale po dwóch narkozach, powiedzmy ok.
Ale leczona juz 10 dni anemia nie drgnęła, więc walczymy dalej.
Za to dziś się Dziaduś bawił
Jak kociak, ganiał po domu z zabawką, którą sam sobie wymyślił i zdobył (mój srebrny naszyjnik-drucik, oddalam mu). Gania z tym w pyszczku, zahacza o meble, paca łapą, rzuca daleko i goni, obłed.
Kupiłam kotom nawilżacz parowy, chodzi non stop i jest bosko. Łatwiej się oddycha i przestaliśmy się elektryzować.
Dla siebie dolewam olejek melisowy, bo zdaje się, że załatwiłam kolejne auto.
Jeździ, ale...
A, w domu w ogole nie czuć już kocurem, a i posikiwanie po kątach, tfutfutfu, przycichło.
Fakt, że stoją 4 kuwety non stop czyszczone też może być pomocny.
Odmeldowuję się. Muszę zwabić kogoś z aparatem do nas, bo coś bym może wstawiła

.
Poooolciaaaa? Może kolacyjka? Winko? Coś?
editnelam, bo literowy i mi sie kroplowka z narokza pomylila

Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.