Magiczna noc się zbliża...Wejdzmy w nią wcześniej

Czarownica energicznie zamiatała ścieżkę przed domem jednocześnie pocieszając dużą, zieloną żabę, że kiedy jak kiedy, ale w noc świętojańską, wszyscy, ale to wszyscy bez wyjątku książęta opuszczają swoje zamki w poszukiwaniu księżniczek i kwiatu paproci. Kot Czarownicy słuchał z dość sceptyczną miną, bo miał już za sobą dużo świętojańskich nocy i, jak dotąd, nie zdarzyło mu się spotkać ani jednego księcia...
Zresztą pojawienie się takowego, byłoby mu zdecydowanie nie w smak, bowiem od kiedy w ogródku pojawiła się żaba poznikały małe ślimaki bezskorupne, które czasami przyklejały się do futra na brzuchu czego kot serdecznie nienawidził.
Tak czy siak kot unikał pełnego wściekłości spojrzenia złotawych, wyłupiastych oczu, które od czasu do czasu rzucały mu przeciągłe spojrzenia.
Upal ani myślał zelżeć, toteż Czarownica cały dzień od wschodu do zachodu słońca paradowała w błękitnym kapeluszu i dopiero wieczorem zamieniała go na zwyczajny, czarny.
Noce były ciepłe, pełne żabich chórów ze stawu na łąkach, pachniały świeżo skoszoną trawą i rozrzuconym na trawniku sianem. Nad Łopianowym Polem, łąkami i , rzecz jasna, nad ogrodem Czarownicy unosiły się całe chmary świetlików, a w tawułkach rosnących szpalerem wzdłuż chodnika brzęczały chrabąszcze.
Nad podwórkiem, bezszelestnym lotem przemykały nietoperze, do naftowej lampki, którą Czarownica nieodmiennie od stu lat stawiała na ogrodowym stole przylatywały wielkie, białe ćmy a z otwartych szeroko okien bloków dolatywały stłumione głosy ludzi i ciche dzwięki muzyki.
Dzieci przesiadywały na ławce pod wierzbą do coraz to pózniejszej godziny, a doktor Ambroży wraz z Tymoteuszem, który od czasu do czasu wpadał w odwiedziny grali w szachy na ławce pod pralnią, dopóki nie robiło się na tyle ciemno, że pola na szachownicy stawały się mało widoczne.
Od kilku dni mieszkańcy Podwórka znosili drewno i suche badyle na ognisko, Czarownica napełniała stare, blaszane puszki wszelkiego rodzaju ciastkami i wynosiła z piwnicy butelki z zeszłorocznym sokiem malinowym dla dzieci i omszałe flaszki jabłkowego wina dla dorosłych.
Na ostatniej lekcji w szkole pani od przyrody pokazała dzieciom , jak kwitnie paproć.
- E...- wykrzywił się najgrubszy. – Jakby mucha.,..- i urwał , bo niebieskie oczy pani popatrzyły na niego surowo.
- Jakiś taki zwyczajny...- stwierdził najmądrzejszy, a najsilniejszy w ogóle się nie odezwał.
Pani uśmiechnęła się.
- Gdyby każda paproć zakwitała Takimi kwiatami , wtedy nie byłoby potrzeby go szukać...
Można byłoby tak po prostu pójść do parku i wrócić do domu z Kwiatem. Ale pewnie
Wtedy nie miałby żadnej mocy... – Pani pogłaskała po głowie Magdę. – No i oczywiście nie byłoby bajek.
Magda przymknęła oczy i wyobraziła sobie Podwórko bez domku Czarownicy i stróżówki doktora Ambrożego, bez szafy i bez opony na grubym sznurku i zrobiło się jej jakoś nieprzyjemnie. Szybko wyjrzała przez okno i kiedy nad dachami Podwórka zobaczyła cieniutką smużkę dymu z komina Czarownicy świat znowu wydał się dobry i przyjazny.
Po zakończonych lekcjach najmądrzejszy czekał przy bramie szkoły ze swoją Specjalną Miną, która oznaczała, że właśnie wpadł na kolejny Ważny Pomysł
Kiedy byli już wszyscy w komplecie wyjął z plecaka plik kartek i kilka ołówków i rozdał je przyjaciołom.
Magda paroma kreskami naszkicowała na kartce kota Czarownicy, ale najmądrzejszy zabrał jej ołówek i powiedział:
- Teraz każde z was obejdzie całe osiedle i zaznaczy na kartce miejsca, gdzie rosną paprocie.
Musimy odnalezć Kwiat, choćby niewiadomo co !
Kawałkiem kamyka narysował na asfalcie różę wiatrów i objaśnił, która strzałka oznacza jaki kierunek.
- Przecież to wszystko jest jasne ...- wyrwało się Magdzie, ale najmądrzejszy zmierzył ją surowym spojrzeniem.
- To nie jest zabawa – powiedział – tylko prawdziwe poszukiwanie. I wszystko musi być zrobione bardzo dokładnie. A jak chcecie się bawić, to...- wymownie spojrzał w stronę Strzeżonego. – No i spotykamy się za godzinę, przy trzepaku.
Po czym ruszył w stronę Parku, gdzie, jak wiadomo rosło bardzo dużo paproci. Najgrubszy z nieodłączną Liczbą pobiegł na Łopianowe Pole, najsilniejszy na obrzeża osiedla a Szopen w stronę szkoły.
Magda rozejrzała się dokoła . Jak zwykle. Chłopcy – nawet Szopen z głowa pełną nut – byli szybsi od niej.
Powoli skierowała się w stronę Podwórka.
W bramie siedział Kot Czarownicy i obserwował siedzącą w oknie stróżówki angorską koteczkę. Na widok Magdy szybko udał, że czekał właśnie na nią i uprzejmie wykręcił wokół jej nóg ósemkę.
- W ogródku Marianny – powiedział zupełnie jakby czytał w jej myślach - jest cały las paproci.
Magda uderzyła się w czoło. Faktycznie, co wieczór z tego gąszczu wylatywały świetliki, a za dnia, na liściach przesiadywały zielone żuki.
Magda przysiadła na ławce, narysowała na kartce duży kwadrat, który miał być ogrodem Czarownicy, w nim mniejszy – czyli dom, i ogromnym krzyżykiem zaznaczyła kępę paproci.
- No i co porabiasz ? – zapytał wesoło doktor Ambroży powracający do domu ze spaceru z psem.
- Będę szukać Kwiatu Paproci – powiedziała Magda.
- Pewnie masz dużo życzeń – doktor Ambroży pogłaskał ją po głowie, poczęstował karmelkiem i wszedł do ogródka, gdzie Czarownica zawieszała na drzewach lampiony.
Niebieski kapelusz Czarownicy zakołysał się radośnie.
- Och, Ambroży – wykrzyknęła - niebo mi ciebie zsyła ! Nie poradzę sobie sama !
I znikli w sieni domku.
A na ławce siedział już najmądrzejszy z bardzo starannie wyrysowaną mapą, na której każdy krzaczek paproci miał swój numer porządkowy, najsilniejszy z paroma kulfonami na kartce, Szopen i najgrubszy, i, oczywiście, Liczba.
- No – powiedział najmądrzejszy przeglądając mapy. – To każdy szuka w swoim rejonie.
I wszyscy rozeszli się do domów.
Magda właśnie kończyła zupę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. W progu stał Brudny Harry Potter.
- Cholibka – powiedział – Musiałem zabrać maluchy do domu i nie zrobiłem mapy.
- A czy to chodzi o mapę ? – zapytała Magda odstawiając talerz do zlewozmywaka.- Przecież szukamy kwiatu...
- Ten bałwan – rzucił z pasją Harry powiedział, że bez mapy nie wolno szukać.
Magda westchnęła.
- No dobra. – Powiedziała podając Kreci kubek kompotu. – Będziesz ze mną.
W noc poprzedzającą Świętego Jana nad miastem przeszła burza. Błękitne światło błyskawic raz po raz rozświetlało Podwórko i wszystko wydawało się jakby nierealne – drzewa, wierzba i trzepak połyskiwały fosforycznym światłem, a kot Czarownicy uciekający alejką przed pierwszymi, ciężkimi kroplami deszczu przypominał czarną panterę.
Magda, która nigdy nie wygrała niczego na loterii, ani w żadnym, nawet najprostszym konkursie siedziała na parapecie okna zapisując na kartce życzenia...
Brudny Harry Potter opierając brode o parapet okienka pralni myślał, że najbardziej na świecie chciałby być prawdziwym Harry Potterem i czarować, i hodować własną sowę,
a Jack Sparrow w uchylonym, lustrzanym oknie nie wiedział nic a nic o kwiecie paproci
.Ranek wstał słoneczny i ciepły, słońce szybko osuszyło kałuże, ale wokół nadal pachniało świeżością.i z asfaltu zniknął kurz.
Przedpołudnie ciągnęło się niemiłosiernie, a popołudnie wydawało się nie mieć końca.
Dopiero kiedy na niebie pojawiły się różowo-kremowe chmury zwiastujące wieczór każdy z mieszkańców Podwórka odetchnął z ulgą.
W stawie na łąkach zagrał żabi chór, a z Łopianowe Pola zapachniało gorzko zielenią. Okna domów zalśniły ciepłym, pomarańczowym światłem a furtka ogrodu Czarownicy stała otwarta na oścież.
Najmądrzejszy zwołał wszystkich i spojrzał na zegarek.
- Jak wiadomo, Kwiat Paproci zakwita o północy – powiedział, ale należałoby już teraz zająć stanowiska.
I wszyscy udali się w stronę Parku.
Po drodze minęli grupę Indian ze Strzeżonego – wódz plemienia kroczył przodem z GPS`em w dłoni , a za nim pomniejsi wojownicy nieśli kompas, atlas roślin i lupę.
Najsilniejszy pomachał w ich stronę rękę do złudzenia naśladując kołysanie huśtawki. Oczywiście jeden z Indian rozejrzał się za tomahawkiem, ale zgromiony przez wodza udał, że chodziło mu tylko o chusteczkę do nosa.
W Parku było już prawie ciemno. Latarnie kładły cienie drzew na alejki a wgłębi pohukiwała sowa.
Po trawniku biegały jeszcze psy i kilkoro ludzi siedziało na ławkach.
Zaś na Podwórku , w ogródku Czarownicy goście jedli ciasto w truskawkową galaretką, pili ziołowa herbatę i opowiadali sobie historie, których nigdy nie odważyli się nikomu opowiedzieć.
Duża zielona żaba nerwowo spacerowała po ścieżce, a kot Czarownicy siedział na murku nieruchomy, jak wycięta z papieru sylwetka.
Magda oparła się o jeszcze ciepły od słońca kamienny mur. Na trzepaku siedział Brudny Harry Potter i czyścił okulary.
Wiatr kołysał lampionami w ogródku Czarownicy i aromatycznie pachniał dym z fajki doktora Ambrożego a Płanetnik Tymoteusz wysypywał z rękawa jakiś srebrzysty pył.
Kiedy zegar w pokoju Czarownicy wybił północ doktor Ambroży zawołał wszystkich na podwórko na pokaz sztucznych ogni, które zakupił tata najgrubszego.
Na niebie, jeden po drugim wykwitały kolorowe kwiaty i postrzępione pióra, kiedy Magda na palcach wsunęła się do ogrodu Czarownicy.
W czerwonym, zielonym i fioletowym świetle dotarła do najdalszego zakątka, gdzie rosły paprocie. Za nią, bezszelestnie, jakby miał na łapach aksamitne kapcie szedł kot Czarownicy, a za kotem niezgrabnie człapała duża zielona żaba.
Magda wstrzymała oddech i weszła w gąszcz paproci. Rozgarniała zielone, pierzaste liście , a jej serce biło tak mocno, że prawie je słyszała.
Myślała o wakacjach nad morzem, o kolorowym materacu unoszonym przez fale, o piasku, delikatnym jak woda, który można przesypywać z dłoni do dłoni siedząc w słońcu, o krzyku mew towarzyszących spacerowym statkom...
I nagle...światło bijące spośród liści było tak silne, że Magda zmrużyła oczy. A kiedy je otworzyła zobaczyła ogromny kwiat, którego płatki lśniły wszystkimi kolorami tęczy. Wyciągnęła rękę, ale kwiat szepnął
- Najpierw życzenia...
Magda przymknęła oczy. Brzeg morza zafalował i zniknął. Na jego miejscu pojawiła się chmura przypominająca statek i nagle pociemniałe podwórko.
Duża zielona żaba cicho i znacząco chrząknęła.
Magda wyciągnęła rękę i zerwała Kwiat. Patrząc w niebo, na którym ciągle wykwitały kolorowe kwiaty wyszeptała trzy życzenia.
W szpitalu na obrzeżach miasta wysoki, chudy lekarz z niedowierzaniem pokręcił głową i po raz kolejny przejrzał wyniki badań.
A potem powoli, jak we śnie wykręcił numer telefonu.