Ja, Toto von Katt, pisze ten poradnik, bogaty w moje dwuletnie doswiadczenie w roli kota domowego. Moim celem jest pomoc innym kotom w radzeniu sobie ze swym bytem, oraz zebym sam nie zapomnial niektorych triksow, bo moga mi sie jeszcze przydac, a lebek moj maly reaguje wybiorczo na zdobyta wiedze, jak wszystkim wiadomo.
Rozdzial : Jak sobie radzic z wiosna
Z wiosna radzic sobie mozna tak, ze albo mozna sie jej opierac jak to robi Sisiula, albo poddac sie jej odurzajacej fali i byc soba az do piskow Marysinskiej, jako ja czynie od kilku dni.
Sisiula, dziwaczne stworzenie dane mi na towarzyszke zycia, odmawia wiosennej wspolpracy. Jak tylko pierwszy ptak wydarl sie za oknem o poranku, Sisiula bystrym wzrokiem oblookala swa postac, i katuje sie dieta. Mowi, ze nie pokaze sie na promenadzie poki nie zrzuci brzucha, ktorym obrosla przez zime. Nie da sie ukryc, zaniedbala sie strasznie, przez co teraz tylko nad kwiatkiem na parapecie lebek wychyla albo z balkonu sledzi me dumne kroki po rosie.
Ja natomiast wychodze na swieze powietrze, kiedy tylko nadarzy sie okazja, oraz bez okazji. Padam plackiem pod drzwiami i zawodze, probuje przepchnac ma imponujacych rozmiarow pupencje przez szparke w oknie, celuje do skoku z balkonu, smigam miedzy nogami wchodzacych i wychodzacych drzwiami - jednym slowem daje z siebie wszystko.
Niewazne, ze na dworze jeszcze chlody o poranku, ze Marysia notorycznie sabotuje me ruchy, ze musze zwiewac za skalki przed gromada rozwrzeszczanych dzieciakow, ze koty osiedlowe nie okazuja mi nalezytego szacunku, a podczas proby powachania pierwszych kwiatkow tak sie unoralem w blotku, ze wyladowalem w umywalce

- to wszystko jest niewazne!
Wiosna w sercu - wiosna na ogonie, czego i wam zycze calym domem.
Rozdzial: Jak sobie radzic z herbapolem
Wiosenne szalenstwa Marysi to juz epopeja. Tym razem gdzies wyszukala w sklepach tran dla kota

i znow naduzywa swej pozycji w stadzie, aplikujac nam to badziewie.
W dodaku otrzymuje owa ciecz, trzymany w bardzo ponizajacej dla mnie pozie, czyli brzuchem do gory, trzymany za wszystkie lapki przez Juniora, i pozbawiony szansy ucieczki.
W tym momencie uznaje narzucona mi marysinska dominacje, a w mym malym lebku ciesze sie na przykre dla niej konsekwencje...
Po niemilym tym seansie Marysia zwykle miewa wyrzuty sumienia jak stad do Krakowa, i lata po szafach w poszukiwaniu czegos smacznego dla nas. Dzisiaj byl twarozek, moj ulubiony.
Ale nie wolno, powtarzam, pod zadnym pozorem nie wolno pedzic do miski. 3 x NIE! Sa chwile w zyciu kota domowego, kiedy ambicja musi zwyciezyc nad zyciowa pasja, i to jest wlasnie taka chwila.
Zadne miumiu i z wywieszonym jezykiem do twarozku, tylko trzeba okazac, iz jest sie w kontakcie ze swymi glebszymi uczuciami, czyli pomaszerowac do salonu, podrapac dywan, trzasnac Sisiule po uchu za caloksztalt, otrzymac w odpowiedzi dwa szybkie w pychola, i dopiero wtedy, spacerowym krokiem, udac sie w strone miski z twarozkiem.
Zgnebiona Marysinska omijac jak wroga nr 1, okazac bol i rozczarowanie przez przynajmniej 2 kwadranse, i niech tranowe przygnebienie zapanuje w calym domu
