Myślę, że to nie brak odpowiedzialności Młodej, ale raczej brak wyobraźni u mnie, i racjonalnej oceny rzeczywistości doprowadził mnie do ściany. W sumie dzięki temu, że Młoda się wycofała z pomagania, to i mnie udało się zauważyć, że chyba coś jest nie tak -bo nie daję zupełnie rady. Zaczęłam się naprawdę intensywnie zastanawiać jak wybrnąć z patowej sytuacji, i zauważyłam, ze jestem na idealnie pochyłej drodze, żeby zostać kompulsywnym zbieraczem kotów. A może i już nim jestem

To znaczy nie tak,że miałam brudno czy nie zajmowałam się kotami myśląc o następnych zdobyczach, ale im więcej kotów tym jednak trudniej to ogarnąć. Prowadzi to w pewnym momencie do izolacji społecznej i dezorganizacji życia społecznego, bo zwyczajnie nie ma się czasu, pieniędzy ani siły na życie społeczne,
http://online.synapsis.pl/Slowniczek/Pa ... enesa.htmlPatologiczne zbieractwo to nabywanie, zbieranie, gromadzenie oraz trudności z pozbywaniem się rzeczy o ile tego typu aktywność jest nasilona tak, że powoduje obniżenie poziomu funkcjonowania społecznego lub jego całkowitą dezorganizację. Typowe jest ograniczenie przestrzeni życiowej własnej lub innych osób przez zebrane przedmioty oraz uniemożliwienie korzystania z mieszkania w sposób zgodny z przeznaczeniem. Często do pojęcia patologicznego zbieractwa włącza się też trudności w podejmowaniu decyzji, perfekcjonizm i izolowanie się społeczne.
Zaburzenie często współistnieje z samotnością, izolacją społeczną oraz innymi zaburzeniami psychicznymi, szczególnie depresją i zaburzeniami lękowymi. Zaczęłam czytać o zbieraczach. Bardzo ciekawe informacje są na stronach anglojęzycznych. Oni tam ładnie piszą, ze
hoarders /zbieracze mają tylko zaburzenia po prostu w postrzeganiu świata

I albo się zbiera coraz więcej, albo się wyrzuca.
Raczej nie mogę wyrzucić kotów, wiec zaczęłam wyrzucać nadmiar przedmiotów. Bo jak przejrzałam szufladeczki i póleczki to się okazało, że mam wszystkiego za dużo -i ze wcale to nie są wartościowe antyki, tylko takie zbędne śmieci. Trudno było na początku z tym wyrzucaniem/oddawaniem/sprzedawaniem. Nie miałam stosów rzeczy w przejściu i zawalonej wanny, ale i tak było czego się pozbywać.
Cały czas pilnuję żeby wyrzucać/oddać/sprzedać zbędne rzeczy, mój mąż tez ma tendencje do gromadzenia przedmiotów i czasami się złości o to wyrzucanie. Teraz np stoją na strychu dwa puste pojemniki po białej farbie, mąż malował łazienkę, i codziennie się pytam, czy można je już wyrzucić. Nie, bo on sobie coś musi z nich spisać -nazwę farby i firmę.

Dam mu jeszcze dwa dni i wyrzucam. Zabawnie jest czasem posłuchać jak własny mózg wymyśla odlotowe powody dla których koniecznie trzeba zostawi jakąś całkiem zbędną rzecz.
Wczoraj sobie odpuściłam długie spacery z psami, bo nie miałam siły i zaoszczędzony na spacerach czas bardzo pożytecznie wykorzystałam. Psy nie były zadowolone.
Caillou dostała mieloną łopatkę wołową, zjadła z apetytem, po czym część zwymiotowała prawie od razu w takim samym stanie.
Sweetie zjadła miksa z kurczakiem i indykiem, ze trzy razy tyle co Caillou i jeszcze posprzątała po kotach.
Dla Caillou lepsze jedzenie w kawałku, bo musi gryźć i wolniej je. Ale czasem jej dosypuję do mieszanki drożdże, krew wołową.I wtedy musi być zmiksowane, żeby zmieszać.