po masakrycznej nocy i ciężkim dniu nadeszła niedziela.
W nocy z piątku na sobotę Bambolina to przysypiała, to próbowała chodzić, ale dopiero rano robiła swoje trzy kroczki bez przewracania się. W sobotę robiła kroczków 5 i się kładła. Po każdym ruchu wyciekało z oczka trochę krwi. No i, oczywiście, nie jadła. Wciskałam jej strzykawą, ale o dziwo, żeby się przed strzykawką bronić, jakoś miała siłę.
Dziś już nie krwawi, ale jak pochwaliłam ją wetowi, to mnie pocieszył, że jutro będzie. Bo jutro zaczyna się powolne usuwanie sączków
No i zaczęła sama jeść. Oczywiście, tylko gourmeciki i śmietankę z conva
Zrobiłam jej pamiątkowe zdjęcie, ale pewnie nikt nie chce oglądać.