Ja już chyba mówiłam, że ta małpa mnie wykończy? No i jest na dobrej drodze...
Przedwczoraj daję jej kurczaczka. Polizała, skrzywiła się i nie je.

Ja w panice. Poleciałam po gerberka. Zjadła łaskawie i nawet z apetytem.
Wczoraj daje gerberka - foch od ucha do ucha.

W rozpaczy nabyłam animondę (wiem, wiem - nie wolno, ale...). Raczyła skonsumować.
Dziś rano zapodaję tą samą animondkę. Mina Banszusa mówi "BŁEEE".

Poryczałam się. Panika narasta. Zrobiłam sobie na stressa kanapkę z kiełbasą - kot jakby go do kontaktu podpięli. Wpiła się paszczą w plasterek - musiałam odrywać siłą.

Potem zbierała z podłogi kawałeczki tartego sera od spaghetti (Frodek rozrzucił, a ja nie zmiotłam

). Musiałam za nią czołgać się na kolanach i wydłubywać z ryjka ten ser.
Chyba ją TROSZKĘ rozpuściłam?

Zwróćcie uwagę na to przyjazne, tchnące łagodnością spojrzenie
Ono mówi wszystko...

I z drugiego boczku.

Wujek Frodzio jest kooochaaany. Jak na chwilę przestaje go drapać i gryźć,
to mogę go umyć troszeczkę...

...a on mi się zaraz zrewanżuje.