» Śro sty 16, 2008 20:27
Opowieść siódma
„ Życie pod dachem wąsatego wuja nie było najgorsze. Mieliśmy dach nad głową, jedzenie i nawet krowa miała swoje należne miejsce w oborze. Jednak Mruczek stanowczo odmówił zmiany miejsca i dlatego codziennie szliśmy na miejsce pożaru z mlekiem lub kawałkiem słoniny.
Mruczek zjadał wszystko starannie, do ostatniego kawałka, ocierał się mrucząc o nogi dziewczynki i powracał do nietkniętej przez ogień szopy . Na próżno dziewczynka próbowała zabrać go ze sobą – na skraju łąki Mruczek uwalniał się z jej ramion i powracał na stare śmieci.
- Mam nadzieję, że doczekam nowego domu – powiedział któregoś dnia, gdy śnieg zaczynał schodzić ze zbocza wielkimi płatami. – a jeżeli chcesz dziwisz się, dlaczego tu pozostałem…
Faktycznie – dziwiło mnie, że nie poszedł z nami tam, gdzie był piec, ława no i my wszyscy.
- Jakoś nie lubię tej wsi – powiedział wylizawszy do czysta miskę. – Szkoda, że nie możesz zobaczyć, jakie ciemne jest nad nią niebo…
Mylił się jednak , bo zdążyłem już zauważyć ze swojego miejsca na oknie, że nocą, nad wsią nie paliła się ani jedna gwiazd, a słoneczne dni były jakoś mnie jasne, niż te, w które budziłem się w starym domu .. co więcej, miałem wrażenie, że znam przyczynę tego mroku, który zawisał nad dachami domów jak wyrzut sumienia.
- Koty kochają noc , ale taką z księżycem, z gwiazdami…– rzekł Mruczek ocierając się o mnie policzkiem i znikł w drzwiach szopy. Zaszeleściło siano , a dziewczynka posmutniała.
Chciałem powiedzieć jej, że Mruczek nadal kocha ją tak bardzo, jak koty kochać potrafią ale kocha również ten dom, w którym się wychował, ale byłem niemy, niemy jak kawałek gliny, jak szczapa drewna, jak kamień.
…Oprócz nas, wąsatego wuja i jego żony w domu mieszkali jeszcze dwaj chłopcy, nieco starsi od mojej dziewczynki , którą upodobali sobie – nie ze złośliwości, lecz z chłopięcej przekory – na obiekt wszelkich figli, które, ich zdaniem, były śmieszne…
Bywało, że wkładali do jej buta szyszkę, albo gałązkę jałowca, albo zawiązywali na grube supły tasiemki jej fartuszka, albo wyskakiwali z sieni z głośnym wrzaskiem, kiedy niosła podebrane kurom jajka.
Pewnego razu schowali mnie pod kapelusz swego ojca tak, ze szukała mnie cały ranek, dopóki wuj nie sięgnął po swoje nakrycie głowy.
- A kuku – powiedział wuj i oddał mnie siostrzenicy.
Wiosna nadeszła nagle – pewnej nocy przyszedł ciepły, porywisty wiatr, ścieżką popłynęły malutkie strumyki a śniegowy bałwan w kącie podwórza skurczył się i znikł. Pozostało po nim stare, dziurawe wiadro, które miał na głowie, kilka węgielków i przemarznięta marchewka, którą nocą zjadł jakiś mieszkaniec lasu, trafiwszy do wsi w poszukiwaniu jedzenia…
Okoliczny potok uwolnił się spod lodu i przemienił w małą rzeczkę, która wartko płynęła przed siebie szumiąc i bulgocząc jak prawdziwa rzeka.
Chodziliśmy nad tą rzeczkę sprawdzać, czy na wierzbowych gałązkach nie pojawiają się nabrzmiałe pąki , a mokra ziemia uginała się pod butami.
Poza granicą wsi niebo robiło się intensywnie błękitne, a słońce przygrzewało tak mocno, że dziewczynka zrzucała płaszczyk.
Mruczek wylegiwał się na stercie świeżo przyciętych pod budowę domu desek i w ogóle wszystko dokoła budziło się do życia.
cdn

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!