Łapki czyste ? Żwirek zmieniony ? Kto tam znowu na podłogę rozsypał

?
Dobra. Z paproci wyleciały już świetliki, księży na niebie śliczny taki. Wieczór ciepły, ścieżki zapraszają. Byc kotem w taką noc...
Moje koty ożyły. Tylko trzy, a pełno ich wszędzie. Wypadają z paproci, podcinają nogi...gryzą czasami. Wspinają się na drzewa.
Tylko im oczy świecą.
A jak im się znudzi bieganie po nocy to wskoczą przez otwarte okna - Bąbel do mnie do pokoju, Cacman do chłopaków, Triss - najpierw na karmnik, a potem do kuchni. Tylko jeszcze Tulisia, najmniejszy z moli jak to dziecko, po zmroku siedzi w domciu.
No to zostawmy kociska gdzie są i pobajajmy trochę...
Dziewczynka była niewiele starsza od Magdy . Miała na sobie marynarkę z logo jedynej prywatnej szkoły w mieście , co jasno i wyraznie informowało, że po zajęciach należy szukać jej na osiedlu apartamentowców, zwanym przez mieszkańców Podwórka – Strzeżonym.
- Zgubiłam się – powiedziała, a stojąca u boku Magdy Krecia zachichotała.
Nie było w tym nic dziwnego – bo jak można było się zgubić w tej części miasta – gdzie ulica równo oddzielała Podwórko od Parku, a tuż za Parkiem , w linii prostej, połyskiwały lustrzane okna Strzeżonego.
Magda lekko ścisnęła rękę siostry.
- To się czasami zdarza – powiedziała. – Sama kiedyś zgubiłam się w Parku – dodała przemilczawszy fakt, że miała wtedy zaledwie trzy lata i tak naprawdę niewiele pamiętała z tej przygody.
Dziewczynka rozejrzała się po podwórku. Krytycznym spojrzeniem zmierzyła szare kamienice i domek, śmietnik i trzepak.
- Mogę pokazać ci drogę – zaproponowała Magda. – chyba, że chcesz tu trochę zostać
Dziewczynka szeroko otworzyła oczy.
- A ...co tu można robić ? – zapytała.
Jej głos i spojrzenie były tak pogardliwe, że przez moment Magda widziała tylko zacieki od deszczu pod parapetami okien, trzepak, z którego ręce dzieci starły zieloną farbę i śmietnik.
Nawet szafa stała się jakaś niewidzialna....
- Można grać w gumę – powiedziała powoli Magda – albo w klasy, albo w dwa ognie, kiedy wszyscy wyjdą na podwórko.
Dziewczynka położyła na ławce plecak i wyjęła z niego okrągłe, plastikowe pudełko.
Było różowe, i połyskiwało drobinkami srebra i takiego cuda Magda nigdy nie widziała w życiu.
Tymczasem dziewczynka wyjęła z niego kanapkę i zaczęła powoli jeść.
Jadła i rozglądała się dokoła, i wszystko robiło się coraz bardziej szare, jak gdyby magiczne pudełko przyćmiło swoim blaskiem wszystkie kolory.
Albo, jak gdyby wszystkie kolory pochowały się do tego pudełka.
Z okienka pralni wygramoliły się kocięta. Jedno z nich pobiegło na trawnik, wywinęło parę fikołków i upolował suchy listek.
- W galerii w zoologicznym – powiedziała dziewczynka patrząc jak kociak walczy ze zdobyczą – są myszki z futra, i mają angielskie imiona.
Magda spojrzała na chodnik, gdzie w szparze pomiędzy płytkami coraz bardziej powiększała się kupka ziarenek piasku. Dokoła uwijały się szare mrówki, i niewiadomo dlaczego Magda nagle pomyślała o swojej mamie.
- A ty jak masz na imię ? – zapytała dziewczynka.
- Magda. – Odpowiedziała Magda.
Dziewczynka zmarszczyła brwi.
- Po angielsku to będzie Meggi – powiedziała. – Ale nie ma takiej myszki „Meggi”.
Magda nagle poczuła się mała i szara.
- Cza...to znaczy pani Marianna – powiedziała – robi myszki z włóczki na szydełku. W kolorowe paski.
Ale dziewczynka nie słuchała. Podeszła do śmietnika i zastukała w drzwi szafy, a potem spróbowała je otworzyć.
Ale drzwi – ani drgnęły, a Magda bardzo się zdziwiła, bo przecież zawsze były otwarte i nikomu nigdy nie przyszło do głowy, aby zamykać je na klucz.
Dziewczynka podskoczyła parę razy na jednej nodze.
- A to co ? – zapytała pokazując na oponę.
- Huśtawka – odpowiedziała Magda, ale dziewczynka wcale nie chciała wypróbować, jak wspaniale huśta się na oponie...
Za plecami Magdy zaszeleściła jedwabna peleryna doktora Ambrożego, który właśnie wyszedł na spacer z jednym ze swoich pacjentów.
- Ale śmieszny staruszek – roześmiała się dziewczynka, a Magda oburzyła się.
- To nasz doktor Ambroży – powiedziała. – Leczy zwierzęta. Widzisz ? Ten pies był bardzo chory, a teraz...
Pies podskakiwał jak mały szczeniak i popiskiwał z radości.
Nie miał już na szyi przypominającego wiaderko plastikowego kołnierza, ale sierść na grzbiecie jeszcze nie zdążyła mu odrosnąć.
- Ale łysy – powiedziała dziewczynka i puściła balon z gumy do żucia.
- - Był bardzo chory. – Magda nagle poczuła, że wcale a wcale nie ma już ochoty w jakikolwiek sposób pomagać tej dziewczynce. – Miał guz na plecach i doktor Ambroży go zoperował.
Balon pękł z głośnym trzaskiem.
- To tak jak Jacek – powiedziała dziewczynka.
- Jacek ? – Magda zeskoczyła z trzepaka.
- Tak. On tez miał guza, i teraz jest zupełnie łysy i udaje, że jest piratem. Ogląda ciągle Piratów z Karaibów i boi się , że umrze.
Podwórko nagle pociemniało i przez chwilę Magda czuła się zupełnie jak Krecia. Słyszała tylko głos dziewczynki i hałasująca na ulicy śmieciarkę.
A kiedy wszystko z powrotem zrobiła się jasne, Magda poczuła, że jest bardzo zła.
Tak zła, że z jej włosów sypały się iskierki, zupełnie jak z sierści kota Czarownicy, kiedy długo głaskało się go pod włos.
- Chciałaś, żeby cię odprowadzić – powiedziała Magda, a dziewczynka wydmuchała następny balonik.
- Ale teraz już nie chcę – odparła dziewczynka i wtedy Magda dostrzegła, że dziewczynka ma usta szerokie jak u żaby i wyłupiaste oczy.
- Bo ja już nie mam czasu – powiedziała Magda biorąc Krecię za rękę. – Musimy iść do domu.
Dziewczynka pomachała dłonią tuż przed buzią Kreci.
Niebieskie oczy nawet nie mrugnęły.
- Ale wy tu jesteście dziwni – dziewczynka włożyła do ust następny listek gumy. – W ogóle jest tu ktoś normalny ?
- A i owszem. – Rozległ się znajomy głos i za plecami Magdy jak spod ziemi pojawił się kot Czarownicy.
Dziewczynka aż podskoczyła.
- Mam wąsy – ciągnął kot – uszy...ni jestem łysy...
I nagle stając na dwu łapach zaśpiewał :
- Ach, wdzięku tyle mam...
Że łamię serca dam...
I umiem tyle sztuk,
Że gdybym tylko mógł...
Kot urwał i przyjrzał się dziewczynce , która coraz szerzej otwierała usta i coraz bardziej wytrzeszczała oczy. Balon z gumy do żucia był już prawie tak wielki jak jej głowa.
- Że gdyby-ym tylko mógł...- kot zawiesił głos i wykręcił zgrabny piruet na tylnej łapie i na moment zastygł w tanecznej pozie - zamieniłbym tę babę w żabę...
Z nastroszonego ogona strzeliło parę iskier.
Dziewczynka pozieleniała na twarzy i dziwnie się skurczyła. Była już niewiele większa od balonu gumy .
Balon drgnął i lekko uniósł się do góry.
A razem z nim duża, zielona żaba rozpaczliwie wymachująca łapami.
- Może być ? – Kot uśmiechnął się szeroko.
Magda parsknęła śmiechem, ale zaraz spoważniała.
Żaba była już tylko malutką kropką na tle niebieskiego nieba.
- I co teraz ? – zapytała Magda, ale kot wcale nie wyglądał na zmartwionego.
Potrząsnął ogonem i wymamrotał :
- Księżniczka do wzięcia
Pilnie szuka księcia...
A potem odwrócił się do Magdy .
- Może być ? – zapytał.
Magda skinęła głową, a kot przezornie ukrył się za Krecią, bo w oknie domku pokazała się Czarownica...