Byłam dzisiaj po raz kolejny z Mrówką u weta.. Wygląda na to, że wszystko się poprawia.. Dzisiaj jeszcze było smarowanie pysia jakimś zajzajerem, po którym Mrówka zapluła cały stół i fartuch weta..

Ale wyraźnie ożywiła się po wizycie.. Śpi teraz na stole, ale już ponownie zaczyna przyjmować pozycję czuwania na siedząco i znowu syczy na Pyśkę.. A przedtem, jak się gorzej czuła to nawet znosiła spokojnie obecność córeczki na tym samym stole..
Nikuś coraz piękniej chodzi..

Jeszcze wygląda to trochę tak, jakby ślizgał się po lodzie bez łyżew, ale już używa prawie cały czas wszystkich łapek..

Czasami tylko jak siada, to ma kłopoty z podwinięciem prawej łapki i siada na wyprostowanej.. I w ogóle wyraźnie widać, że prawa strona jest dużo słabsza.. Ale postępy są mimo wszystko..
Pyśka w poniedziałek jedzie na zdjęcie szwów i kaftanika..

Na razie wygląda na to, że wszystko jest w porządku.. Feluś jak na razie nie powtarza swoich eksperymentów z rozbieraniem najmłodszej panienki..
Wyczesałam dzisiaj dwa razy Puchatkowi potężnego kołtuna z kryzy.. I obejrzałam sobie przy okazji.. Ma ŁYSE!!!

Qrczę, mam nadzieję, że to nie grzybek..

Jeśli tak, to za chwilę wyłysieje i Misiek..
Ja nie chcę znowu grzyba w domu!!!!!!
Na wszelki wypadek Puchatek został posmarowany, a oba kicie - Puchatek i Miś, spryskane antygrzybiczym świństwem..
Czy nie może być tak, że chociaż przez jakiś czas nie mam kłopotów zdrowotnych z kociastymi.. Zawsze któryś musi coś wymyślić..
