Ciekawe, piękne, ale i trochę dziwne.
Przyzwyczaiłam się do tej "naszej" gastronomii, bo gdzie nie pojedzie człowiek w Hiszpanii to praktycznie jest to samo. Czyli wieeeelka tożsamość gastronomiczna. Idzie człowiek do baru, do picia ma głównie lokalne wina, potem inne hiszpańskie wina i jakieś tam piwo. Do jedzenia - tapas (czy u nas pinchos), na pierwszym planie te wykonane z lokalnych produktów. W karcie - kilka dań zbliżonych gatunkowo, czyli mięso z blachy i ryby z blachy. Chciałby człowiek zjeść spaghetti, to musi czegoś na kształt włoskiej restauracji szukać.
Tymczasem Biarritz, chociaż całkiem niedaleko, i to wciąż Baskonia, ale jednak po drugiej stronie gór, pod tym kątem mnie zaskoczyło.
Pewnie dlatego, że - chociaż małe - to ma sporo międzynarodowych turystów. Ma lotnisko, z jednej strony jest och-ach i snobistyczne, bo któż tu nie wypoczywał (sama cesarzowa Eugenia, żona Napoleona kazała sobie wybudować tu pałac, w którym teraz znajduje się luksusowy Hôtel du Palais). Są odcinki ulic, gdzie każdy jeden budynek to hotel! I masa pałacyków, ten z szóstego zdjęcia najbardziej charakterystyczny.
Z drugiej strony miasto jest mekką surferów. Nie wiem za bardzo, dlaczego, bo jak się z latarni spojrzało na wschód, to tam ich w wodzie siedziało o wiele więcej (dziwni są swoją drogą, potrafią siedzieć w wodzie pół godziny w oczekiwaniu na tą jedną falę, zamiast w międzyczasie pośmigać na tych mniejszych) i plaże ładniejsze (półwysep z latarnią oddziela zachodnie, skaliste wybrzeże Kraju Basków od płaskich, piaszczystych plaż Akwitanii). No ale surferów jest dużo i z rożnych stron świata, więc pewnie wiedzą lepiej.
No i to chyba ci surferzy i inny cudzoziemcy wyznaczają trend gastronomiczny w miasteczku, bo w Biarritz nie tylko roi się od fast foodów. W menu w większości restauracji znajdziemy - owszem, ryby, mięso, a oprócz tego... pizzę, makarony, hamburgery, jednym słowem - misz masz, wszystkiego po trochu, żeby każdego zadowolić. Napoje - na pierwszym planie drinki i koktaile.
Na szczęście naleśnikarnia, którą odkryliśmy poprzednim razem ma się dobrze, naleśniki z mąki gryczanej wciąż tak samo pyszne, a i pyszny, cieniutki quiche w piwiarni wypatrzyłam między pizzami

wino z Bordeaux jest, cydr jest, drogo jest, Franki fajne, chociaż jeden pokazał mi dupę

z czego śmieję się do dziś

Przy plaży jest kryty basen, z oszklonymi ścianami i zza tej szyby młodszy nastolatek pokazywał pośladki. A że ja nie z tych, co to ich dupa bulwersuje, to mu pokazałam kciuka

po czym odleciałam ze śmiechu
