Nadrabiam zaległości, goszczę incognito na wątkach (znaczy czytam, nie piszę) no i trochę fotek powrzucam

Talk to the foot!

Kot w kształcie tasiemca O_o

Łowca Grubaśnik

Razem

No i nagroda dla AYO, czyli
historyjka fantasy :]
Zimne, przez stulecia zapomniane kazamaty, przez współczesnych zwane Archiwum. Tony papierzysk, szare teczki, stanowiące niekiedy koronny dowód w sprawach sądowych, a czasem pożywienie mysich pokoleń. Tak właściwie to jedynie te grube, dostojne gryzonie były świadome dwojakiej roli tych zwykle upiornych hangarów. Za dnia zwykłe miejsce pracy wypełnione niekończącym się szelestem kartek i drobnymi awanturami pracowników (którym „przysługiwała” oszałamiająca temperatura +14’C i pewnie dlatego byli tak marudni), nocą odkrywało swoje prawdziwe oblicze.
Zbliżała się północ, o czym świadczyły niezbicie zegary, ale i natężenie wrzasków kiboli, wracających z meczu. Oficjalnie w Archiwum nie było nikogo – no właśnie, oficjalnie. Delikatne, zielono-złote światło nie było złudzeniem, wydobywało się spod kilkorga drzwi, a to oznaczało jedno – nocna zmiana pracowników już przybyła (i to ładnych parę godzin temu, sądząc po aromacie kawy i czegoś nieokreślonego, acz smacznego) i wykonywała swe żmudne zadania.
Nagle zazgrzytały przeraźliwie drzwi wejściowe i do wnętrza, wraz ze śnieżną zadymką wpadła Osoba. A konkretniej znana z dociekliwości, słynna w magicznym środowisku z kąśliwego poczucia humoru, a także z trunków o straszliwej mocy Czarownica Ayo Fioletowowłosa. Odziana przedziwnie, bo w motocyklowy strój i wysokie buty oraz… czapkę pilotkę. W dłoni dzierżyła srebrne lejce, przy pomocy których kierowała swą miotłą, na plecach miała umieszczony plecak. Rozejrzała się i zamaszystym ruchem strząsnęła czapkę, prezentując światu powód, dla którego tak ją zwano – jadowicie fioletową grzywkę. Przeczesała ją palcami, po czym wrzasnęła niczym banshee:
- Co za dureń zaparkował miotłę na moim miejscu?!
Nawet myszy przestały wić swoje gniazda ze ścinek papieru, ciche szmery zamilkły zupełnie, niemal namacalne drżenie dało się wyczuć za wszystkimi zamkniętymi drzwiami. Oczy przybyszki zwęziły się niebezpiecznie, wąskie palce dłoni zaczęły splatać jakieś paskudne zaklęcie, gdy nagle plecak podskoczył, zasyczał, fuknął! Fioletowowłosa natychmiast ocknęła się i bez słowa pomaszerowała do najdalszej komnaty, bezceremonialnie otwierając drzwi kopniakiem. Z nieoczekiwaną czułością zdjęła z pleców tak cenny ładunek, po czym wyjęła zeń wspaniałego, czarno-białego kota, o wyjątkowo złośliwym wyrazie pyska. Posadziła go na atłasowej poduszce, po czym błyskawicznym ruchem ogłuszyła segregatorem przebiegającą mysz i podała ją kotu na srebrnym talerzyku. Niedbałym ruchem ręki zmaterializowała kubek parującej kawy, usiadła przy biurku i sięgnęła po pierwszy z brzegu, opasły tom. Księga miała wytłoczony pentagram, runy i na 100% była potężnym artefaktem – bo gdyby nim nie była, to jej studiowaniem zająłby się któryś z licznych podwładnych Czarownicy Ayo. Przywilejem szefów jest bowiem niebrudzenie rąk byle czym. A księga musiała być niezwykła i ważna.
Otworzyła ciężką okładkę, a słowa zatańczyły przed jej oczami, malując dawno zapomniane obrazy.
(…)Upał doskwierał im niemiłosiernie. Krople potu co rusz skapywały na ziemię. Jednak żaden nie powiedział słowa. Ani jednego słowa. Ani jednej skargi. Czterdziestotysięczna armia stała w pełnej swej okazałości i czekała na pojawienie się swego przeciwnika. Wśród żołnierzy był cały kwiat rycerstwa, z królem na czele.
- Może się nie pojawią? – jeden z paladynów skierował do króla słowa, które wyrażały cichą nadzieję wszystkich zebranych.
- Zjawią się… Zjawią się na pewno… - odpowiedź króla była bezlitosna(…)
(…)Zmęczenie spowodowane kilkugodzinnym oczekiwaniem i tym piekielnym upałem, dawało o sobie coraz bardziej znać. Kilku nie wytrzymało i zemdlało. Wciąż jednak nikt nie śmiał nawet pomyśleć o odwrocie. Stali pokornie i czekali. Wiedzieli, że sąsiednie hrabstwa uległy. Wiedzieli, że będą walczyć o wolność i bezpieczeństwo swych bliskich. Wiedzieli, że są ich ostatnią nadzieją(…)
(…)Odgłos marszu tysiąca wojowników dał się słyszeć z daleka. Niemałe poruszenie zawitało w armii króla. Wreszcie mieli ujrzeć swego przeciwnika. Wroga, który chciał wedrzeć się do ich krainy, przynosząc jej mieszkańcom śmierć i zniszczenie. Król gestem dał znać, by wyrównać szeregi i przygotować się do bitwy(…)
(…)Na wzgórzu oczom zebranych ukazała się jedna postać. Postać młodego mężczyzny o rysach twarzy zbliżonych do elfa. Przykuwała uwagę zebranych mrokiem, który zdawał się Ją okrywać niczym płaszcz. Nagle oczy błysnęły Jej szkarłatem, a z mroku wyłoniły się skrzydła z czarnych jak noc piór. Postać rozłożyła je i w asyście cichego szelestu wzniosła się na wysokość kilkunastu metrów nad ziemię. Szeroko otwarte oczy i usta rycerzy króla doskonale oddawały stan rzeczy – nie dość, że zmęczeni i wyczerpani, to jeszcze zdziwieni i przestraszeni – na pewno nie tego się spodziewali(…)
(…)Po chwili na wzgórzu pojawiły się pierwsze linie armii przybysza. Wojownicy odziani byli w czarne zbroje. Każdy z nich miał tarcze i miecz przy pasie. Na klatce piersiowej, na wysokości serca widniał czerwony napis: „KoD”. Niektórzy trzymali w rękach dodatkowo proporzec ze sztandarem – pentagram otoczony ognistym kręgiem(…)
(…)Król widząc strach w oczach swych rycerzy oraz niecodzienny obraz – mroczną armię i unoszącą się nad nią Postać ze skrzydłami, nakazał zostać swym generałom z żołnierzami, sam chwyciwszy białą flagę począł kierować się w stronę Istoty. Postanowił spróbować jednak rozwiązać konflikt dyplomatycznie, zgodnie ze zwyczajem znanym wszystkim obecnym(…)
(…)Ujechał ledwie kilka metrów, kiedy się zatrzymał. Wydał cichy jęk i zmarszczył brwi. Jego oczy wyrażały ogromny ból. Plunął krwią, która zatrzymała się na jego siwej brodzie. Wszyscy zamarli w bezruchu, patrząc na plecy swego ukochanego władcy, a właściwie na grot strzały wystającej z jego karku. Biała flaga bezgłośnie opadła na ziemię. Skrzydlata Postać założywszy łuk z powrotem na ramię, wyjęła miecz i uniosła go w górę – po chwili odgłos wyciąganych mieczy zagłuszył krzyki rozpaczy, które wybuchły zaraz po tym, jak ciało króla bezwładnie spadło z konia(…)
(…)Chwile później, gdy do króla zaczęli podbiegać kolejni paladyni i cały szyk armii został zatracony, Postać skierowała miecz do przodu, dając tym samym znak ataku. Rozległ się krzyk nienawiści płynący z tysiąca gardeł, a ziemia zadrżała pod krokami tak licznej Armii Chaosu. Ruszyła na przeciwnika z ogromnym impetem – można by porównać ten widok do rzeki, która właśnie przerwała tamę blokującą ją od wieków i teraz zalewa całą dolinę. Rycerze króla poczęli w pospiechu formować szyk obronny. Strach i przerażenie – zbliżający się przeciwnik już miał wyraźną przewagę liczebną, a zza wzgórza ciągle wyłaniali się kolejni wojownicy – ustępowały myślom o bliskich i chęci pomsty swego władcy. Moment później rozległ się głuchy odgłos uderzeń stali(…)
(…)Bohaterowie tych ziem padali jeden po drugim pod naporem Rycerzy Ciemności. Wkrótce nie miał już kto dowodzić oddziałami króla. Armia Mroku oskrzydliła przeciwnika i wyraźnie dążyła do zamknięcia go w pierścieniu. Nad głowami walczących dał się słyszeć świst – był to deszcz strzał wystrzelonych przez oddziały łuczników rozmieszczone na wzgórzu, a wymierzonych w plecy dezerterów armii wroga(…)
(…)W końcu pierścień został zamknięty, a wynik bitwy był już tylko formalnością. Część żołnierzy rzuciło broń i klękając prosili o litość. Na próżno jednak – nie została ona okazana nikomu(…)
(…)Rozległ się okrzyk zwycięstwa – kolejny sukces sił Chaosu(…)
(…)Szedł wolnym krokiem wzdłuż pola bitwy. Zatrzymał się dopiero przy ciele króla. Uklęknął na jedno kolano i spojrzał na przebitą strzałą krtań. Twarz Istoty ze skrzydłami miała kamienny wyraz, a jego wzrok zdawał się pusty. Jego oczy nie okazywały żadnych uczuć, emocji – nienawiści, gniewu, radości ze zwycięstwa czy chociażby żalu za rzeź, która przed chwilą miała tu miejsce. Ręką gładził leżącą obok flagę – już nie białą, lecz szkarłatną – nasiąkniętą krwią poległych(…)
(…)Stał na wzniesieniu plecami do pola bitwy. Jego skrzydła na tle zachodzącego słońca zdawały się mienić na srebrzysty kolor – bardziej sprawiał wrażenie Anioła niż Przeklętej Istoty. Jeden z Mrocznych Rycerzy podszedł w jego kierunku – zatrzymał się kilka kroków od Niego, przyłożył dłoń zaciśniętą w pięść do klatki piersiowej i wykonał lekki ukłon.
- Panie, przegrupowaliśmy nasze siły i jesteśmy gotowi do wymarszu. – Przełknął głośno ślinę. – Nie znaleźliśmy ich wśród poległych – nie było ich tutaj.
Nie doczekawszy się żadnej reakcji, po chwili ukłonił się i odszedł(…)
(…)Przy świetle wschodzącego księżyca Armia Ciemności rozpoczęła wymarsz w kierunku stolicy. Wszystko nadzorował… Diabeł… Bo nim właśnie była owa Skrzydlata Istota – nikim więcej, nikim mniej… Stał dalej na wzgórzu, a w ręku trzymał amulet z pentagramem - identycznym jak na sztandarze… Oczy znów błysnęły mu czerwienią. Skinął głową w kierunku grupki rycerzy z pochodniami(…)
(...)Stos ciał poległych okrył ogień. Ogromny płomień widoczny był w promieniu kilku kilometrów – tak, aby okoliczni mieszkańcy wiedzieli już co ich czeka. Żeby już opłakiwali tych, co zginęli. Żeby już szykowali się na spotkanie z przeznaczeniem(…) Mroczne obrazy wirowały w umyśle czytającej czarownicy, zupełnie, jakby coś je tam trzymało, nie pozwalając ulecieć. Magia była zawarta w słowach, niechybnie to czarna magia.
Nagły łomot i wrzaski z korytarza wyrwały Fioletowowłosą z dziwnego letargu, przywracając błyskawicznie właściwą jej ostrość widzenia rzeczy takimi, jakie są. Wypadła z komnaty w samą porę, by ujrzeć Kota.B (czyli tajemniczego pasażera plecaka), wczepionego w płaszcz Istoty, otulonej mrokiem. Dzielny futrzak rzucał zaklęcia, jednocześnie używając pazurów, ale Istota z mroku również je posiadała – tyle, że większe. Obydwoje wydzierali się, szarpali i syczeli, tarzając przy okazji na stosie dokumentów, aż w końcu Istota wrzasnęła, puściła wiązankę przekleństw i zasłoniła twarz dłonią. Kot B. skorzystał z okazji i ewakuował się z godnością do kanciapy Czarownicy Ayo, kilkunastu pracowników wyglądało trwożliwie ze swych pokoi. Zakapturzona postać wstała, odsłaniając pokiereszowaną kocimi pazurami, kobiecą twarz. Za zasłoną czerwonych włosów płonęły dziko ogniste oczy, gdy wyciągnęła palec w kierunku Ayo i wychrypiała głosem nieużywanym chyba od tysiącleci:
- Wezwałaś Go. Mój Pan przybywa! Gdzie na wszystkie moce piekielne jest najbliższy McDonald’s?!
Dziękujemy za uwagę / odwagę w czytaniu
A & P.