No dobra, wreszcie się udało

Wczoraj Stefan pojechał do DS. Właściwie to niewiele mogę powiedzieć poza tym, że miła pani w wieku okołoemerytalnym, wyposażona w zakoconych córkę i zięcia, bo tę adopcję w całości ogarniał Mih.
Nagle mamy TAK NIEWIELE kotów! co za błogostan

oby potrwał jak najdłużej, bo ja nie zamierzam już nic znajdować. Nigdy

Tymczasem Gieńka, jak się okazało, zwyczajnie cierpi na pęcherz. Leczenie trochę się wydłuża, bo od niej nie sposób pobrać moczu na posiew, ale próbujemy. Na razie dostaje antybiotyk dobrany trochę w ciemno i pewna poprawa jest, kałuż coraz mniej, nawet pozwalamy jej znowu spać na kanapie (zwłaszcza, że tej kanapie niewiele już zaszkodzi...). Chwilowo mam poczucie, że najgorszy kryzys koci już za nami, tfu tfu.