Nie wiem jak dam sobie bez niej rade.
Dobrze ze mam zajecie i pozostale koty, o ktore trzeba zadbac.
Posadze jej na grobie zielistke, teraz jest cieplo wiec moze sie przyjmie. Tak bardzo lubila ja obgryzac, kiedys zjadla ja prawie do konca ale kwiatek jakos odzyl.
Podejrzewalam, ze to Maluchy przywlokly bialaczke (ojcem byl jakis dziki kot) ale skoro testy Majki i Lejusa wyszly nagatywne...
Pupsi musiala ja miec w sobie od zawsze...Byla znajda, chorowala, przez jakis czas mieszkala w schronisku, podobno w strasznych warunkach (o tym dowiedzialam sie wczoraj od TZeta). Moze zlapala to od mamy, a moze od tamtych kotow...Nie wiem co aktywowalo wirusa...
Gdybym dawno temu zrobila jej testy i podjela terapie, to pewnie teraz by zyla
Gdyby lekarze od razu po badaniu krwi (ta ogromna ilosc leukocytow)zrobili test na bialaczke i od razu zaczeli podawac leki, moze bylyby teraz z nami...
Ale kto by podejrzewal - ona nigdy nie wychodzila, nie miala kontaktu z innymi zwierzetami oprocz Maluchow...
Dlatego prosze, porobcie swoim kotom testy.
Zeby potem nie bylo za pozno
