Witam Wszystkich Serdecznie...
znów na tej polskiej ziemi...dziś zacznę opowieść od kotów...
Były przestraszone, Sonia nie dała się pogłaskać, a Otis - do tej pory pomiałkuje z niezadowolenia...dom zastałam w stanie do odgruzowania...wszędzie żwirek i kłaki

do tego przykre niespodzianki... i nie wiem czy z powodu protestu czy z powodu głupoty...nie wiem od jak dawna, ale kuweta była ustawiona wejściem do ściany

no żaden kot sie do niej nie załatwi, nawet najlepiej wychowany...chcę myśleć, że to właśnie z tego powodu miałam kałużę - już zaschniętą pod palmą, obsikane materacyki pod naszym łóżkiem, zaschniętą kałużę w rogu sypialni, zakopaną w dywanik łazienkowy kupę...

Zresztą znajduję je w różnych miejscach...Otis ma swoje ulubione, więc trafiam bez pudła, gorzej z Sonią, bo ona nigdy, ale to nigdy nie zrobiła nam przykrej niespodzianki...ale jak toaleta nieczynna

Chodziłam więc jak ta kretynka po domu, z nosem przy podłodze i robiłam odkrywki archeologiczne...a teraz cały dom pachnie cytrynowym aromatem preparatu Get Off...

Teraz oba futra siedzą przy mnie i machają do Was łapkami...
Wiecie co...normalnie odechciewa mi się takich wyjazdów, jak zastaję taki sajgon...ale łatwiej podróżować z dziećmi niż z kotami...
Co do kraju pięknego naszego to ... powitała nas burza i deszcz - czyli gdzie my tam brzydka pogoda

We Włoszech rozpogodziło sie na dzień przed naszym wyjazdem...jak dziś zadzwoniłam, to powiedzieli nam, że u nich piękne słońce i że zabraliśmy deszcz ze sobą
Dodam tylko, że szkoda było wracać i, że postanowiliśmy się uczyć włoskiego...Agatko, co Ty na to? Mój mąż powiedział, że im częściej tam jest, tym trudniej mu się do kraju wraca i że kiedyś w końcu nie wsiądzie do samolotu, i nie wróci nad Wisłę...Na szczęście to nie są plany na przyszły rok
Wiem, wiem...zdjęcia, ale jeszcze chwila cierpliwości, przywiźliśmy 2 GB, 491 sztuk...jest z czego wybierać, tylko trzeba zrzucić na komputer i trochę poświęcić czasu na wybranie i zmniejszenie... a ja akurat jutro
mam urodziny 