Witam ponownie...przez to tempo...właściwie odwiedzam tylko kilka wątków, za co wszystkich pozostałych serdecznie przepraszam /się wstydzę/...no i tylko dodam, że jutro mam ostatni dzień urlopu, a urlop w domu oznacza także odwyk od komputera, bo zwyczajnie nie mam czasu.../przewracam gałami/
Zaraz spróbuję przygotować zdjęcia kotulców...ale najpierw opowieści słów kilka...
Nauczeni doświadczeniem - 250 km z monotonnym buuuuuuuuuuu z kontenerka w otisowym wydaniu (wspomnienie wyjazdu na Warmię) postanowiliśmy wziąć Otisa na ukochane kolanka pańci, uzbrojeni w szelki samochodowe - ruszamy...zanim wsiedliśmy "na pokład" już było ciekawie, bo zajęci pakowaniem powierzyliśmy Otisa dzieciom, z czego on skrupulatnie skorzystał i zaczął wchodzić na siatkę ogrodzeniową, w popłochu oczywiście...cóż długa droga przed nami więc ruszyliśmy...ubrałam się przezornie w domową sukienkę, taką w kratkę coby kłaków nie za bardzo było widać a i strzepać łatwo, bo przecież 500 km przed nami i przyjdzie gdzieś się zatrzymać...powiem tak...sprawdza się ta kiecka w warunkach domowych, ale nie kataklizmu...ale po kolei...Otis zwyczajnie boi się samochodu - na to wygląda, ja oczywiście uczłowieczam jego mały móżdżek i dośpiewałam sobie teorię, że pewnie go samochodem wywieźli, na co TŻ -
no pewnie i to na pewno Citroenem......no więc jedziemy sobie....Otis wyje...we wszelkich odcieniach wycia, jakie było nam dane poznać miesiąc wcześniej...kładę go na kolankach , drapię pod brodą...nic...normalnie beton jakiś...miejsca sobie znaleźć nie może i wyje...po 100 km...się tylko trochę zmęczył...myślałam...będzie dobrze...chociaż jak mogło być dobrze, skoro juz wszyscy byliśmy w jego białych kłakach, które wychodziły mu w takim tempie, że do Nowego Targu to chyba dowieźlibyśmy Sfinksa...na chwilę ucichł i miałam nadzieję, że uśnie, ale to była tylko cisza przed burzą - zamilkł, by po chwili zawyć jak stado kojotów...nerwy nam zaczęły puszczać, szczególnie kierowcy...
na szczęście to on uparł się na podróż z kotami zjechał na stację i wyjął transporter z Sonią...z bagażnika - mniej będzie go słychać...od razu tłumaczę...mamy samochód z ruchomymi siedzeniami z tyłu, środkowe jest przesunięte do przodu i mamy stały kontakt z kotami i w każdej chwili możemy je wyjąć, bagażnik jest integralny z całą kabiną, choć w chwilach desperacji, żałowaliśmy, że nie mamy bagażnika dachowego

albo przyczepki...no, ale pomysł okazał się trafiony, bo Otis zamilkł, na długie 6 godzin podróży...co znów zaczęło mnie niepokoić, czy aby żyje

ale na postojach okazywało się, że wszystko OK...
Teraz spadam przygotować zdjęcia i mam cichutką nadzieję, że forum mi nie zeżre tego elaboratu...