magdar77 pisze:MamaMeli pisze:Pouczyłabym się matmy... zawsze kochałam ją bez wzajemności

do dziś nie potrafię dzielić w słupku (czwarta, piąta klasa podstawówki?) .... i praktycznie wszystkiego co było potem do końca liceum

Po raz kolejny napiszę - Siostra
Ja po profilu humanistycznym poszłam na studia inżynierskie. Oczywiście leżałam i kwiczałam. Podczas korepetycji okazało się, że ja całki i macierze rozumiem bezbłędnie tyle, że nie mogę ich robić, bo mam zaległości ze szkoły podstawowej. Nie potrafię podnieść ułamka do potęgi ani wyciągnąć z niego pierwiastka.

pierwiastek z ułamka? przecież on bidny już jest ułamany....

z matmą jest jak jest, fizyka mnie bardzo kręci ale będę miała na nią czas dopiero jak będę robić patent szybowcowy. Chemia nieorganiczna jest okropna, ograniczna spoko - pamiętam chemicę która po zmianie działu na organiczną zaczęła stać nade mną całe sprawdziany bo nie mogła uwierzyć że ja z pał nagle zaczęłam mieć piątki

ale z tego wszystkiego najbardziej nienawidziłam biologii i jest tak do dziś. Co prawda po lekturze książek Szczeklika (nie mówię o atlasach anatomicznych

tylko o tych niemedycznych) zaczęłam czuć do medycyny minimalną sympatię ale biologii w szkole nie cierpiałam. Najlepsza była historia sztuki

z polskiego byłam świetna, ale od czwartej klasy szkoły podstawowej do końca liceum walczyłam z polonistami niemal na noże. Albo byli idiotami (egzemplarz piszący na tablicy
gimnazjóm) albo byli dziwni. Historia była super jeśli nie liczyć dat (zawsze uważałam że wkuwać daty jest bez sensu, lepsze następstwo wydarzeń, dokładną datę dla odniesienia sobie człowiek sprawdzi, ważne powiedzmy półwiecze, w XX wieku dziesięciolecie).
a o tym jakie miałam oceny na świadectwie ukończenia liceum lepiej nie rozmawiajmy

za to maturę mam zdaną śpiewająco bo załapałam się na niezdawanie matmy
