Tosia ma wzorki po mamusi, po Justynce. Nie widać dobrze na zdjęciu, ale Justyna była marmurkowa.
Białe ma po tatusiu, biało czarnym.
Po kim Rysio ma cętki nie wiem. No i skad ta rudość u obojga?
Poniżej fotografia Justynki (mamy) i Jurka (taty).
Imiona kotom nadałam ja. Kiedyś, gdy wszystkie koty żyły sobie jeszcze w opisywanym przeze mnie ogrodzie, przyśniła mi się Ogrynia. Ona jedyna miała wtedy ode mnie imię. W tym śnie mnie zapytała: to ty nie wiesz jak ma na imię ta niewyrośnięta koteczka? Odpowiedziałam, że nie wiem.
Wtedy Ogrynia powiedziała: ona ma na imię Justyna. Uwierzcie mi, że nie mam i nie miałam żadnej znajomej ani koleżanki o tym imieniu, nie czytałam wtedy żadnej książki gdzie występowałoby to imię. Nie wiem dlaczego tak mi się przyśniło. No i tak koteczka została Justynką. To imię błyskawicznie się przyjęło i wszystkie znajome karmicielki i inni sympatycy kotów nie nazywali Justynki inaczej.
A Jurek? To taki koci cham, Rysio po nim odziedziczył tę cechę. Jurek nie był (nawet nie wiem czy on jeszcze żyje

) wykastrowany i strasznie napadał na dziewczyny. Uciekały przed nim strasznie.
Czasem siusiały ze strachu i bólu jak je atakował. Ponieważ dla mnie imię Jurek pasuje do faceta delikatnie mówiąc nie posiadającego cech dżentelmena, stąd tak nazwałam tego kocura.
Ot i cała historia

Na zdjęciu kotki są jeszcze w ogrodzie, ale już był poddany dewastacji.