OFF-TOPIC - CZYLI CZYSTY SURREALIZM
Po przeprowadzce pracowni musiałam znaleźć nową bliską pocztę do nadawania przesyłek. Znalazłam, nawet całkiem blisko i wygodnie. Pojechałam tam wczoraj nadać przesyłki i stanęłam przed zamkniętymi drzwiami z napisem "do 18-stej".
Ponieważ już nie muszę poruszać się na codzień samochodem (jest używany głównie do jazdy do weta), więc odkurzyłam dzisiaj mojego oliwkowego mustanga na dwóch kołach, zabrałam przesyłki i ruszyłam ponownie nadać przesyłki. Nie było mi najwygodniej, bo pod pachą trzymałam obraz, ale miasteczko w sobotę spokojne, pogoda ładna, więc nie przewidywałam problemów, a tylko przyjemną przejażdżkę.
Usadzenie czterech liter na siodełku przy pomocy tylko jednej ręki nie było najwygodniejsze, ale osiągalne. Jazda trochę chwiejna, ale się udało. Dotarłam do poczty i stanęłam przed zamkniętymi drzwiami z napisem "w soboty nieczynne". O żesz...Jak ja tego wczoraj nie doczytałam?
Postałam przez chwilę patrząc inteligentnie na napis i zadzwoniłam do męża, żeby mi wygooglał najbliższą pocztę. Wygooglał. Nie była aż tak daleko, więc śmignęłam mustangiem. Dotarłam do poczty i stanęłam przed zamkniętymi drzwiami z napisem "w soboty nieczynne".
Postałam przez chwilę patrząc inteligentnie na napis i już samodzielnie przypomniałam sobie, że w centrum miesteczka jest tzw "poczta główna" . Wykocypowałam, że taka główna, to powinna w sobotę pracować. W zapasie miałam pocztę dotychczasową, ale mam ją teraz dosłownie na drugim końcu miasta, co po 10 latach mieszkania w Siedlcach wydaje mi się niebywale daleko (chociaż mieszkam w pobliżu).
Ruszyłam więc do centrum, ale już spokojnie, przyglądając się na świat, który z jakiś powodów wydawał mi się dzisiaj coraz mniej realny.
Senne miasteczko, coraz bardziej wyludnione (było tuż po południu), zamykające się sklepy, poruszający się powoli ludzie, pani mówiąca do telefonu: "pani jest dla mnie niemiła...poskarżę się proboszczowi.."...Świat ze snu, nierealny i spowolniony. To było dziwne, czysto surrealistyczne uczucie.
Dotarłam do otwartej poczty. Wzięłam numerek z automatu, chociaż poza mną nikogo na poczcie nie było. Ale bez numerka nie można. Zaczęłam nadawać.
Weszło dwóch młodych ludzi, na oko 3 promile we krwi, rzucili panience z okienka pod nos stos otwartych listów ze śladami różowej szminki. Zażądali koperty, zaadresowania i wysłania wszystkiego do tej k..... z Lublina, bo mają dość. Panienka z okienka odmówiła adresowania stanowczo, więc panowie udali się do stolika w celu pisania. Nie miałam niestety aż tyle czasu, żeby czekać aż skończą pisanie. Szkoda.
Zaraz po opuszczeniu poczty natknęłam się na dr Agatę, bardzo sympatyczną wetkę, od której mam Antonia. Dawno się nie widziałyśmy, więc pierwsze pytanie było o koty. I to akurat o Ślepcia.
Poryczałam się z miejsca, więc poszłyśmy na lody wszystko obgadać.
Koło się zamknęło, jak zawsze wszystko zeszło na ... koty.
Wróciłam do pracowni dziwnie uspokojona. Co bym nie robiła i tak kończy się kotami, więc nawet nie ma sensu uciekać i starać się nie myśleć. Przed pracownią dziewczynki rozmawiały ze swoim nowym kolegą, który pojawił się u nas z wizytą zaraz po przeprowadzce i wpada codziennie na pogaduchy.
