Kit nie ustaje w szaleńczym pędzie w górę, technikę udoskonala systematycznie, a przy okazji udało mu się nawet udowodnić, że japoński mistrz horroru Hideo Nakata to przy jego inspirujących wyczynach cienki Bolek jest i tyle

. Bez trudu zmroził krew w żyłach rodzicom TŻta, mnie i .... sobie.
Odegrana ostatnio brawurowo rola "Niechcica" [czyli: tego nie zjem, tego nie będę, a tamtego też nie chcę] pozbawiła go szansy na podziwianie zachodu słońca na plaży nad morzem. Poszedł na - jak to się u nas mówi w takich wypadkach - służbę, czyli wylądował na wakacjach u rodziców TŻta. Wszystko było fajnie, kot sprawował się grzecznie, jeśli pominąć pojedyncze ekscesy typu poranne skakanie po głowach tymczasowych opiekunów wydatnie wsparte talentem wokalnym. Pomysłowością błysnął dopiero dzisiaj, kiedy to doszedł do wniosku, że nie zwiedził jeszcze korytarzy wentylacyjnych, czy jak to się tam zwie.
Pomyślał i od razu wykonał, korzystając z faktu, że ktoś zostawił uchylone drzwi do pomieszczenia, które normalnie jest zamknięte. Wkrótce rodzice TŻa mieli niepowtarzalną okazję usłyszeć potępieńcze pełne przerażenia miauki dobiegające nie wiadomo skąd. Kocie wrzaski najpierw rosły w siłę, potem niepokojąco słabły, w końcu udało się kota zlokalizować, za to wyjąć nie bardzo

Szczegółów akcji ratowniczej nie znam, bo słuchając o tym robiło mi się słabo, dość, że mocno przerażony i usmarowany na czarno odkrywca nowych światów został uratowany.
W domu na mnie nawrzeszczał

. Niby to moja wina, że mu się po kominach chodzić zachciewa

Głaski przyjmował z ledwo skrywaną irytacją, wpatrując się ostentacyjnie w sufit. Tyłeczka wszelakoż nie ruszał, bo hedonizm nie jest mu obcy i nie taki głupi, żeby z drapanka za uszami rezygnować. Widać jednak wyraźnie, że przygoda go mocno zestresowała, cały dzień jest nieswój, lękliwy i z najniższych nawet wysokości zeskakuje jak ostatnia niedołęga

Koci Kolumb zatracony
Czy toto się kiedyś uspokoi?
