Narobilam Wam apetytu, przepraszam, ale wiecie, dla mnie wazniejsze jest bycie w swiecie rzeczywistym niz wirtualnym - w odroznieniu od moich facetow

Podroz, bez problemow i planowo, choc wstanie o 3 nad ranem nie nalezalo do przyjemnych

W Rzymie powital nas Otton i slonce, ale w miare oddalania sie od stolicy, pogoda sie pogarszala i nawet lalo po drodze. W Chianciano bylo pochmurno i zimno - 17 st...Wczoraj slonecznie i cieplo - okolo 20 st, a dzis...coz byla nawet wspaniala burza w porze sjesty...i najzwyczajniej w swiecie jest zimno, podobno nawet najstarsi Wlosi, takich anomalii nie pamietaja...oni chodza w kufajkach, a my w bluzach, bo nic cieplejszego nie mamy

Chinciano to typowe uzdrowisko, wody termalne, 400 hoteli i srednia wieku ludzi na ulicach powyzej 60-tki...jak widzimy jakies dziecko - to jestesmy w szoku, oni tez jak widza nas. To miasteczko, w ktorym przebywaja wlasciwie tylko Wlosi, wiec jak nas slysza, to sie usmiechaja i pytaja skad jestesmy, a potem z beztroska i bez zmartwienia czy ich zrozumiemy opowiadaja ilu maja wnukow

Chianciano jest polozone na wzgorzach - maly spacer i bola lydki

Nasi gospodarze sami gotuja, akurat dyzur ma ojciec Kajetan, ktory umie swietnie gotowac po toskansku (jest tu juz 7 lat)...wiczorem byla szynka parmenska z melonem i duszone mieso w sosie grzybowym. Pijamy po kilka espresso dziennie i objadamy sie slodyczami - panie opiekujace sie kosciolem codziennie podsylaja ciasto dla "bambini z Polski"

Do kolacji Montepulciano Nobile - kupowane u rolnika i przelewane z kanistra do butelek, tu na miejscu

Wszystko plywa w oliwie, kosztowalismy nawet takiej z czarnymi truflami...A dzis bylismy w Pienza'y...szkoda, ze sie rozpadalo

Ale zanim sie rozpadalo - zrobilismy piekne foty....niestety musicie na nie poczekac, bo zrzucimy je dopiero po powrocie, czyli okolo 11-tego czerwca...

cierpliwosci...