Stwierdziłam, że lepiej, żeby Lonia nie lubiła Pani doktor, niż mnie.
Pani doktor usłyszała litanię moich prób - z mięksiem, z masłem, z suchym, ze strzykawki, z takiego czegoś specjalnie do wciskania kotom leków itd itd , nawet z zamrożeniem w miodzie

Tabletki jak nie wsadziłam - tak Lonia nie zjadła
No i pani doktor wzięła Lonie, otworzyła jej paszczę
hop
i nie ma tabletki
Połknęła




Ja oczom nie wierzyłam
Pani doktor pogłaskała Lonie, że grzeczna dziewczynka
A ja się zastanawiałam, czy ktoś mi kota nie podmienił
Nie umiem kotu zapodać tabletki



W każdym razie kuracja zakończona

Lonia dziś połasiła się do mnie
