Tak, wiem, musi potrwać...
Utulana jestem przez Was tak cieplutko, no lepiej, lepiej jakoś, tylko Micia nie ma
U nas dzisiaj popołudniem deszcz popadał, wreszcie! I na termometrze 17 stopni, a nie 27 albo 37, ale podobno idzie kolejna fala upałów. Parę dni temu Cosia sobie łapkę kontuzjowała, więc znowu bieganie do wetów, ale już dobrze. Lazła gdzieś pewnie po płocie, albo ją cos użądliło, albo na coś nadepnęła, nikt nie wie do dziś dnia, ale przeszło i to najważniejsze.
A dzisiaj Czitusia się zakłaczyła i od rana ma zły humor, ale tez już przeszło. I ciągle coś, ciągle coś....
E tam, takie pisanie o niczym....
Jeżową pokażę za chwilę, wielka jest

Jeżyna na nią mówię, albo Gruba Baba. Bo według mnie to kobitka. No tak jej z pysia patrzy.
Zaraz wstawię.
O, mam:

Sama sobie talerzyk łapką odkrywa i papusiamy!
Tutaj zobaczcie z boku, jaka grubaśna :

Nie boi się nic a nic. Przychodziła przez tydzień codziennie o określonej godzinie i jadła, jadła, jadła. I zniknęła.
Mam podejrzenie, że poszła urodzić gdzieś małe jeżyki i za moment je przyprowadzi. Sprawdzamy późnym wieczorem ogród codziennie,
wszyscy, Mić też. Chodzimy, świecimy, szukamy.
W komórce, do której drzwi zawsze otwarte, czuć bardzo specyficzny zapach jeży....