
Karne szelki.
Oh boże... Ten kot mnie wykończy...
Dostaliśmy środki na pchły i kleszcze i Kapitan został spryskany.
A raczej odbyła się walka przypominająca polewanie niewiniątka wrzącą lawą.
Złapać go i spryskać tam gdzie trzeba to jedno.
Dwa razy mi się wyrwał i nie wiem jak to zrobił, bo głowa została w moim żelaznym uścisku a nagle zamiast karku zobaczyłam spód kota z wypiętym w moją stronę otworkiem. Wyrwał mi się. Płyn mi gdzieś wypadł. W międzyczasie kot się zatrzął trzepać jak szaleniec. Wkropiłam chyba pół tego co miałam a reszta poszła na mnie i mieszkanie. Następnie kot zaczął się drapać i lizać a na moją probę uspokojenia go zaczął mi uciekać po całym domu.
Ostatecznie złapałam go i uwięziłam na szelkach i przez godzinę odwracalna jego uwagę od lizania się,drapania i ptrzepywania.
W dodatku odniosłam ciężkie rany bojowe...

Łącznie zabawa trwała aż preparat nie wsiąkł czyli około 1.5h....