Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie sty 06, 2008 20:23

:D :D :D

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie sty 06, 2008 22:48

caty pisze:Opowieść druga


Babcia Tekla przetarła oczy i jeszcze raz przebiegła oczyma po zapisanych starannym, równym pismem stronach.
- Niemożliwe ! – wykrzyknęła.
- A jednak – odparła ze stoickim spokojem Miaulina. – Myślę, że powinna to przeczytać Kociama.


„ Gdybym był ulepiony z gipsu, jak większość podobnych mi figurek, rankiem pozostałaby ze mnie kupka lepiej mazi zmieszanej z farbą – ale garncarz wykonał mnie z solidnej gliny, porządnie wypalonej i pokrytej glazurą, tak, jak wykonywał swoje garnki, miski i kubki. W nocy bowiem spadł ulewny deszcz – szumiał w koronach drzew, szeleścił w poszyciu, a rankiem, gdy wzeszło słońce moim oczom ukazały się pajęczyny pokryte błyszczącymi kropelkami, trawa lśniąca jak szklana tafla, a w każdej kropli załamywało się światło oślepiając diamentowym blaskiem…
Byłem tak zachwycony tym widokiem, że przestałem na chwile myśleć o swej samotności i bezradności tylko patrzyłem, patrzyłem i patrzyłem na cuda dziejące się przed moimi oczyma.
Tuż obok mnie, w trawie maszerował połyskujący miedzią żuk, a czerwona jak owoc brusznicy biedronka wspinała się w górę po sztywnym źdźble trawy.
Kiedy zachwyt nieco minął pomyślałem, że właściwie mógłbym pozostać tutaj na zawsze, na kępie trawy miękkiej i pachnącej, otoczony brzęczeniem sennych muszek i cienkim zawodzeniem komarów. Ale mimo całego piękna , które ofiarował mi poranek na skraju lasu brakowało mi czegoś bardzo istotnego – obecności człowieka.
Przywykłem bowiem do słuchania rozmów, z których dowiadywałem się o otaczającym mnie świecie, do nowin, wydarzeń, słowem do tego wszystkiego, co stanowi istotę życia.
Toteż gdy usłyszałem czyjeś kroki w lesie nie wierzyłem własnym uszom – wydawało mi się, że nie ma na całym świecie miejsca bardziej odludnego, niż to, w które mnie zaniesiono, a z którego mogłem tylko domyślać się, która wstążka błękitnego dymu unosząca się w niebo płynie z komina domu, w którym spędziłem prawie rok…
Stara kobieta, która wynurzyła się z lasu wydawała mi się dziwnie znajoma – a przynajmniej znajomy wydawał mi się jej głos, tak, jakbym słyszał go w jakiejś zamierzchłej przeszłości.
- Rosną brzozy rosną, posadzone wiosną, przez zimę kochane, teraz zapomniane – śpiewał głos i za chwilę zatrzymała się przy mnie para nóg obutych w wyplecione z łyka łapcie, a dwie brązowe, pocięte zmarszczkami dłonie wyciągnęły się do mnie.
- Toż to garncarzów kot – zawołała ze zdumieniem wiejska zielarka. – Dalibóg, na myszy poszedł !
Wytarła mnie z rosy i jeszcze raz przyjrzała mi się uważnie.
- Oj, bzdury mówię – mruknęła pod nosem. – Jak miał pójść, kiedy on z gliny ? Do nocy świętojańskiej daleko…z Łysej Góry nikt nie wracał…
Usiadła na trawie i postawiła mnie na lnianej płachcie.
- Wiem ci ja, wiem, skądeś się tu wziął niebogo – powiedziała. – On cię tu wyniósł, bo go serce napiekło…oj, napiekło…ale nie bój się, ja cię zabiorę…jednego już mam , czarnego…
Zachichotała i zawinęła mnie w chustkę.
- Czarnego, bom wiedźma…to i brązowy się wtuli...
Wsunięty między świeżo zerwane zioła kołysałem się przy każdym kroku staruszki i gdybym był żywy na pewno usnąłbym od tego kołysania… Za to usłyszałem, kiedy weszliśmy do wsi : bo gdzieżby indziej porykiwałyby krowy, gdakały kury, gęgały gęsi i szczekały psy ?
W chacie zielarki było wonnie i ciemno. Nad piecem, na którym mnie postawiła wisiały pęki ziół, na półce za moimi plecami stały słoje z kolorowymi nalewkami.
A przy stole siedziała malutka dziewczynka i bawiła się kolorowymi fasolkami.
- Popatrz, kogo znalazłam w lesie – powiedziała staruszka wskazując na mnie palcem.
- Kotek ! – wykrzyknęła dziewczynka i ostrożnie zdjęła mnie z pieca.
Postawiła mnie na stole i zaczęła opowiadać – że białe, małe fasolki to owce, że brązowe nakrapiane to krowy, kilka ziaren grochu – to kury, a jedna duża, biała fasola – to pies owczarek…
Zasłuchałem się w jej opowieść wypatrując zeschniętego, zeszłorocznego kasztana, który skradał się jak wilk zza pudelka z herbatą.


cdn


Poczytałam Caty :D
Znowu sie zachwycam
A oczami wyobraźni byłam razem z brązowym Kotem
Ale sie rozmarzyłam znowu :roll:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Wto sty 08, 2008 10:46

Kot opowiada cały czas...tylko musi podnieść internet :).bo teraz drapie z pracy :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto sty 08, 2008 10:52

Ciociu caty, jak mogę zaczarować ten internat, żeby brązowy kot mógł swobodnie pisać?
InkaCzarniambocinka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto sty 08, 2008 15:44

Kociama wbiegła do kuchni.
- Co się dzieje ? – zapytała . – Jest niedziela, siódma rano !
Babcia Tekla rozłożyła ręce.
- Skoro nie interesuje cię…- zaczęła, ale Kociama machnęła ręką.
- Po śniadaniu zainteresuje mnie wszystko – powiedziała, a Babcia Tekla wskazała jej parę kromek razowego chleba i biały ser na talerzu.
- Czy kojarzysz ten stary domek, ten, który prawie zapadł się w ziemię…? - zaczęła ostrożnie Babcia Tekla.
- Ten za Złąwsią ? – zapytała Kociama mieszając herbatę. – Kiedy tam ostatnio byłam zupełnie zarósł zielskiem…
- A ja raz byłem w środku – oświadczył Maciejek.
Babcia Tekla podsunęła Kociamie zeszyt. W kuchni zapadła cisza, przerywana głośnym pochrapywaniem Miauliny i mruczeniem Maciejka.
- Niemożliwe…- szepnęła Kociama zakończywszy lekturę. – Więc ten dom miałby…
- Raczej na pewno – powiedziała Babcia Tekla.


Promienie zimowego słońca ciepło oświetliły dwie drobne figurki idące wąską ścieżką w stronę lasu. Miaulina, która utrzymywała, że wybrała się na przechadzkę jedynie dlatego, że było w miarę ciepło, umierała z ciekawości skacząc z zaspy na zaspę.
- Więc to tu wychowała się moja mama… - szepnęła Kociama gładząc pień starej jabłoni.
- Na to wygląda – odparła Babcia Tekla , a Miaulina z niedowierzaniem pokręciła głową.
Kociama raz jeszcze obeszła dom dookoła , przysunęła twarz do szpary w drzwiach i szepnęła
- Dzień dobry…to ja - Iwona , córka Genowefy…
- Dzień dobry – zaskrzypiało coś w środku i zapadła cisza.
Miaulina przysunęła się do Babci Tekli.
- Niesamowite…- szepnęła. – Zawsze myślałam, że ma na imię Kociama…



Mary Lux, za czary podziękuję Ci osobiście, jak zawitam do Wrocławia :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto sty 08, 2008 16:56

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek


Obrazek

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto sty 08, 2008 23:23

Opowieść trzecia


„ Do swego nowego domu trafiłem niezupełnie od razu. Wieczorem tego samego dnia stałem się maskotką oddziału – nie mogłem się nadziwić, że dorośli mężczyźni potrafią zachowywać się jak dzieci…Na noc ułożono mnie w żołnierskiej rogatywce , a krążący wokół obozu czujny wartownik raz po raz przychodził, jakby chciał sprawdzić, czy jestem tam, gdzie powinienem być. Rankiem obudził mnie gryzący dym z ogniska i zapach zbożowej kawy. Nieopodal miękko parskały konie, a znad podmokłej łąki w dolinie wstawał błękitny opar.
W lesie zanosząc się radosną nutą głośno śpiewał jakiś ptak : wiosna jest ! wiosna jest ! słyszałem wyraźnie w jego piosence.
Bp też była wiosna.
Słodko pachniały lepkie pąki na drzewach, w rowach żółciły się kaczeńce – te znałem, gdyż babka z nadejściem wiosny postawiła na stole spory bukiet w glinianym garnku – a po łąkach brodziły duże , czarno-białe ptaki na długich czerwonych nogach.
- O mój rozmarynie, rozwijaj się… - zaintonował któryś z żołnierzy i po chwili inni podchwycili pieśń.
Rozmaryn – to ziele dobrze znałem, bowiem rosło tuż pod oknem małego domku .Kołysany miarowym krokiem konia usnąłem powracając myślami do miejsca, który pozostawało coraz dalej za mną.
Następne dni przyniosły mi bojowy chrzest, kiedy tuz obok mnie rozrywały się pociski, a ziemia tryskała wielkimi bryłami na boki. Jęczały trafione odłamkami drzewa, parskały przestraszone konie. I choć wróg nie dawał nam wytchnienia, tropił jak myśliwy zwykł tropić zwierzynę – nikt z mojej – bo miałem już chyba prawo tak mówić - kompanii – nie pozostał w szczerym polu przykryty szorstką kołdrą darni.
Wieczorami płonęły ognie leśnych obozowisk, we dnie huczały działa. Przywykłem do gorączkowego snu i nagłych ucieczek, czujny, jak śpiący pod miedzą zając.
- Przyniosłeś nam szczęście – rzekł dowódca oddziału wręczając mnie najmłodszemu z żołnierzy.
Domyśliłem się, że nadszedł czas kolejnego rozstania, jednak wszyscy byli jakoś dziwnie radośni – z twarzy dowódcy oddziału znikł wyraz surowej troski, a nad głowami powiewały ogromne dwubarwne płachty.
Nie wiedzieć czemu witali nas obcy ludzie i wszyscy mieli w oczach łzy…pomyślałem sobie , że bycie człowiekiem musi być straszliwie trudne – tyle dziwnych, pomieszanych uczuć – ale nie zdawałem sobie sprawy, że i ja sam powoli staję się kimś zupełnie innym…
Kiedy najmłodszy z żołnierzy zamienił mundur na cywilne ubranie z początku nie poznałem go, ale kiedy oznajmił, że powraca do domu pomyślałem o synu porucznika, nieznajomym chłopcu, któremu chciał mnie ofiarować…
- Czy pamiętasz rozkaz ? – zapytał dowódca, a młody chłopak skinął głową.
I odjechaliśmy.
Dom – nieduży bielony dwór stał otoczony starym parkiem, a ramiona bezlistnych już drzew sterczały ku niebu jak ramiona cmentarnych krzyży. Kopyta konia zapadały się w dywan opadłych liści, a między pniami drzew snuła się wilgotna, jesienna mgła.
Chłopiec spojrzał na mnie i uśmiechnął się przez łzy.
- Szkoda, że nie umiesz mówić – szepnął, a ja poczułem w środku niemiły chłód, jakby mgła gęstniejąca za oknem wypełniła mnie szczelnie.
Gdybym umiał mówić…pewnie nie potrafiłbym opowiadać barwniej niż młody chłopak, z którym łączyło mnie tyle wspomnień…
Razem z chłopcem i jego matka słuchałem opowieści o bohaterskiej śmierci porucznika, a gdy opowieść dobiegła końca, pomyślałem ,że ja znam całą prawdę – stojąc na biurku obok rzucającej delikatne światło lampy zastanawiałem się, czy dla chłopca nie byłoby ważniejsze wiedzieć, jak jego ojciec jadł chleb w opuszczonym domu ?
Ale, na szczęście, nie umiałem powiedział ani słowa, ba, nawet zamiauczeć jak najzwyklejszy kot…
Za to znowu dane mi było słyszeć ludzki głos, szepczący wprost do mojego ucha – wieczorami chłopiec opowiadał mi o wyprawach do lasu, gdzie razem z ojcem zamieniali się w dzielnych odkrywców, albo o wakacjach nad jeziorem, gdy ojciec był Robinsonem, a chłopiec – Piętaszkiem…
Matka, szczupła kobieta w czarnej, koronkowej sukni przysiadała czasami na brzegu łóżka
I słuchała, od czasu do czasu dorzucając cos od siebie, ale zaraz potem szybko wychodziła do drugiego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Mijał czas. Chłopiec siedząc przy biurku stawiał w zeszycie pierwsze trochę niezdarne litery i składał pierwsze słowa.
A jako, że moje miejsce było od samego początku na jego biurku i ja sam powoli uczyłem się kształtu liter i zaczynałem rozumieć rzędy znaków na kartach książek.
O, jak bardzo jestem wdzięczny temu chłopcu, bowiem dzięki niemu jestem zdolny opowiedzieć moją historię, aby czas, który pozostał za mną nie minął bezpowrotnie…
Było mi dobrze i bezpiecznie, ale nie wiedzieć czemu nie opuszczała mnie uporczywa myśl – nie wiem skąd miałem niezbita pewność, że moja tułaczka jeszcze się nie zakończyła…
I, oczywiście, miałem rację.
Pomylilibyście się bardzo sądząc, że moim życiem po raz kolejny targnęła niespodziewana zawierucha…
Był to najzwyklejszy przypadek, spowodowany trochę pośpiechem, a trochę roztargnieniem, słowem coś, co może przydarzyć się każdemu.

c.d.n
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro sty 09, 2008 0:24

Ech ty kocie :love:
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Śro sty 09, 2008 0:45

caty pisze:Kociama wbiegła do kuchni.
- Co się dzieje ? – zapytała . – Jest niedziela, siódma rano !
Babcia Tekla rozłożyła ręce.
- Skoro nie interesuje cię…- zaczęła, ale Kociama machnęła ręką.
- Po śniadaniu zainteresuje mnie wszystko – powiedziała, a Babcia Tekla wskazała jej parę kromek razowego chleba i biały ser na talerzu.
- Czy kojarzysz ten stary domek, ten, który prawie zapadł się w ziemię…? - zaczęła ostrożnie Babcia Tekla.
- Ten za Złąwsią ? – zapytała Kociama mieszając herbatę. – Kiedy tam ostatnio byłam zupełnie zarósł zielskiem…
- A ja raz byłem w środku – oświadczył Maciejek.
Babcia Tekla podsunęła Kociamie zeszyt. W kuchni zapadła cisza, przerywana głośnym pochrapywaniem Miauliny i mruczeniem Maciejka.
- Niemożliwe…- szepnęła Kociama zakończywszy lekturę. – Więc ten dom miałby…
- Raczej na pewno – powiedziała Babcia Tekla.


Promienie zimowego słońca ciepło oświetliły dwie drobne figurki idące wąską ścieżką w stronę lasu. Miaulina, która utrzymywała, że wybrała się na przechadzkę jedynie dlatego, że było w miarę ciepło, umierała z ciekawości skacząc z zaspy na zaspę.
- Więc to tu wychowała się moja mama… - szepnęła Kociama gładząc pień starej jabłoni.
- Na to wygląda – odparła Babcia Tekla , a Miaulina z niedowierzaniem pokręciła głową.
Kociama raz jeszcze obeszła dom dookoła , przysunęła twarz do szpary w drzwiach i szepnęła
- Dzień dobry…to ja - Iwona , córka Genowefy…
- Dzień dobry – zaskrzypiało coś w środku i zapadła cisza.
Miaulina przysunęła się do Babci Tekli.
- Niesamowite…- szepnęła. – Zawsze myślałam, że ma na imię Kociama…



Mary Lux, za czary podziękuję Ci osobiście, jak zawitam do Wrocławia :)


Caty dziekuje :cry:
Wzruszyłam sie bardzo

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro sty 09, 2008 7:31

miau
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro sty 09, 2008 12:24

Mrrrrruuuuuuuuuuu :)
Ciociu Caty, co to były za Czary Mary, o których mówisz? I kiedy zawitasz do Wrocławia?
Inka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro sty 09, 2008 17:34

w lutym, Ineczko, w lutym :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro sty 09, 2008 18:37

W lutym ?? :D :D :D :D
A opowieśc piękna...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro sty 09, 2008 21:19

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem morze prawdę mówiąc trochę się przestraszyłem. Żółta plaża przypominała mi miskę, z której lada moment mogło wylać się to falujące, zielono-błękitne, szumiące niby wiatr w koronach drzew.
- To morze – powiedział chłopiec i posmarował mi nos kropelką wody.
- Jest słone – dodał, ale rzecz jasna nie mogłem poczuć smaku tej kropli.
Potem wybudował z piasku ogromny, otoczony fosa zamek a jego ściany wyłożył małymi, przypominającymi wachlarze muszelkami.
Postawił mnie na szczycie wieży, skąd widziałem całą plażę – panie pod parasolkami i dzieci chlapiące się przy brzegu.
Słońce grzało mocno, a nad plażą krążyły czarno-białe ptaki – mewy, jak wyjaśnił mi chłopiec.
Byliśmy na wakacjach. Pewnego dnia chłopiec wpadł do domu jak burza, rzucił w kąt tornister i wydal bojowy okrzyk indiański.
Potem wyjaśnił mi, że zaczęły się wakacje … spaliśmy dłużej niż zwykle – chłopiec w swoim łóżku, ja – na parapecie okna, z którego wyglądałem wprost do ogrodu , a mama chłopca przynosiła mu śniadanie do łóżka.
Czasami siadała na krześle i wpatrywała się w twarz syna tak intensywnie, jak gdyby chciała znaleźć w jego rysach twarz ojca. Bywało, że wstawała nagle, odwracając twarz i po cichu wychodziła z pokoju.
Wkrótce wyjechaliśmy nad morze z całą masą walizek i walizeczek i kilka razy udało mi się zobaczyć jej uśmiech. Widać w szumie morza było coś równie kojącego, jak w kocim mruczeniu, bo uśmiech coraz częściej powracał na jej twarz i wyglądała wtedy jak młoda dziewczyna. Przechodzący brzegiem morza panowie rzucali jej długie zaciekawione spojrzenia, ale wtedy jej uśmiech znikał, opuszczała głowę i odpływała w krainę wspomnień…
A wtedy, zupełnie bez mojej woli powracało do mnie wspomnienie tamtej nocy w pustym domu i nagle robiło mi się tak ciężko, jakbym był z kamienia, nie z gliny…
Skóra chłopca zbrązowiała na słońcu, a jego włosy wyjaśniały jak len.
Z mojego grzbietu odprysnął malutki kawałeczek glazury, ale wszyscy byliśmy szczęśliwi.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro sty 09, 2008 23:53

Czas, na pozór mijał bardzo jednostajnie, ale nie nudziłem się – każdy dzień przynosił coś nowego, cos, czego jeszcze nie znałem. Dowiedziałem się, że przezroczyste, lekkie kamyki w kolorze miodu – to bursztyny, wyrzucane z serca morza przez fale, a w niektórych z nich – co pokazał mi chłopiec – zatopione były malutkie muszki. Kiedy tak na nie patrzyłem przyszło mi do głowy, ze wszystko, co dzieje się wokół mnie zastyga w mojej glinianej pamięci jak w kropli żywicy…
Tak bardzo chciałem umieć mówić, mówić ludzkim głosem, aby wieczorem, gdy matka chłopca pochyli się nad robótka, przysunąć się do niego i szepnąć – a pamiętasz jak….? Albo – wiesz, kiedy…tak jak rozmawiają ze sobą prawdziwi przyjaciele – a przynajmniej jak mi się to wydawało.
Chłopiec zdawał się rozumieć wszystko bez słów. Wieczorami przypominał mi o wszystkim, co zdarzyło się w ciągu dnia i opowiadał o tym, co miało nadejść rano.
A jego słowa wpadały głęboko w moje gliniane serce, jak drobne pieniądze na dno skarbonki…
Kiedy nadszedł czas wyjazdu miałem wrażenie, że jestem tak bogaty, jak nikt na ziemi, bogactwem, co do którego niebawem się przekonałem – którego się nie traci.
Nasze walizki i walizeczki zapakowano do przedziału, chłopiec zajął miejsce przy oknie, a mnie postawił na malutkim stoliku tak, że i ja mogłem wyglądać i obserwować najpierw ludzi biegających po peronie, potem kłęby dymu wyrzucane przez parowóz, a potem pola, jeziora, malutkie domki i zagajniki. Morze pozostało daleko za nami, a rytmiczny stukot kół pociągu z każdą chwilą przybliżał nas do domu.
Nie wiedziałem jednak, że nigdy don nie wrócę i spokojnie wpatrywałem się w szybę.
Katastrofa zdarzyła się na jednej ze stacji. Mama chłopca, która od czasu do czasu wyglądała razem z nami podziwiając piękno krajobrazów nagle pobladł, jakby zobaczyła ducha.
Ścisnęła rękę syna tak mocno, że aż zbielała na niej skóra i szepnęła :
- Stanisław…
Pomiędzy kręcącymi się po stacji podróżnymi dostrzegłem wysoką, szczupłą postać mężczyzny o jasnych włosach. Gdybym umiał mówić zawołałbym, że to nieprawda, ponieważ sam widziałem, jak…ale matka zdążyła porwać syna i wybiec na peron krzycząc i machając ręką.
Podbiegła do mężczyzny i zatrzymała się zawstydzona. Nagle skurczyła się i dziwnie poszarzała i gdyby nieznajomy nie podtrzymał jej byłaby posunęła się na ziemię.
Wokół matki i syna zebrał się nieduży tłum, a za ich plecami parowóz gwizdnął, sapnął i ze zgrzytem pociągnął wagony.
Pierwszy oprzytomniał chłopiec. Przecisnął się prze tłum i chwilę biegł obok wagonu krzycząc do mnie coś, czego nie dosłyszałem.
Tak oto ponownie sam, zdany na łaskę i niełaskę ślepego losu jechałem w nieznane…”
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: aania i 70 gości