» Sob cze 16, 2007 5:08
- No idz, idz...- Czarownica wypchnęła opierający się kapeć za drzwi.
Kapeć otrząsnął się z obrzydzeniem i jak wielka kraciasta ropucha poczłapał ścieżką.
Kot siedzący w trawie spojrzał na różowy pompon i nerwowo poruszył łapą. Kapeć minął kota szerokim łukiem i przeczołgał się pod bramką.
Zmarszczył kraciasty nos, rozejrzał się dokoła i dał susa pod ławkę. Kapeć przycupnął pod liściem łopianu i znieruchomiał.
Środkiem krawężnika wędrował żółty ślimak, w trawie buszowała mysz, ale Kapcia nie obchodziło ani jedno ani drugie.
Kapeć uzbroił się w cierpliwość i czekał.
- O, kapeć Czarownicy ! – zawołała Magda wsuwając głowę pod ławkę. – Ciekawe, skąd się tutaj wziął ?
- Podobno, kiedy Czarownica kłóci się ze swoim kotem, to rzuca w niego kapciami.- powiedział najgrubszy, a Krecia zachichotała.
Magda podniosła Kapeć z ziemi, otrzepała z kurzu różowy pompon i położyła go na ławce.
- To kiedy wyruszasz ? – zapytała, a najgrubszy wyjął z kieszeni trochę pomięty kalendarzyk.
- W sobotę – odpowiedział, starając się zachować obojętny ton.
- Fajnie masz...- szepnęła Magda i skubnęła koniuszek warkocza.
Nadchodziły wakacje, ale Magdy wcale a wcale to nie cieszyło. Ze wszystkich dzieci z Podwórka tylko ona, Krecia i Harry nie mieli żadnych planów wakacyjnych. To znaczy Magda miała pojechać na kolonie, ale w jakimś głupim porywie obiecała Mamie, że zostanie razem z Krecią. Mama protestowała, Magda upierała się przy swoim i kiedy już-już miała ustąpić – Mama zgodziła się.
Magda pogłaskała różowy pompon i przez moment wydawało się jej, że Kapeć zamruczał z zadowolenia.
Chciała zadać najgrubszemu jeszcze kilka pytań, żeby nie czuł się urażony i nie pomyślał sobie, że skoro Magda zostaje na Podwórku, to wcale nie interesują jej jego niezwykłe wakacje, ale mama zawołała ją na obiad. Wzięła za rękę Krecię i zupełnie zapomniała o Kapciu, który pozostał na ławce.
Najgrubszy także pobiegł w swoją stronę i na podwórku nagle zrobiło się tak pusto, jakby wszyscy zdążyli już powyjeżdżać.
Kapeć zgrabnie zeskoczył z ławki i pod osłoną żywopłotu przedostał się pod okno pralni.
Jedno z kociąt, wyjątkowo bystre i szybkie zauważyło różowy pompon i rozcapierzyło malutkie ale ostre pazurki.
Kapeć nadął się i ostrzegawaczo fuknął i kocię szybko znikło w okienku.
- Jeszcze tego by mi brakowało – burknął Kapeć i przywarł uchem do szyby.
Harry leżał na łóżku i gryzł ołówek. Obok walało się mnóstwo kartek, a każda zaczynała się od „Cześć Magda”.
Kapeć westchnął i wycofał się pod żywopłot.
- Tu Lewy, tu Lewy, obiór – rozległ się nagle cichy głos.
Różowy pompon drgnął.
- Tu Prawy, słyszę cię – powiedział Kapeć , ale odpowiedz Lewego utonęła w powodzi trzasków i szmerów.
Za to Harry wstał z łóżka i otworzył okno.
- O, Kapeć – zdziwił się.
Wyszedł na zewnątrz , podniósł Kapeć z ziemi i ruszył w stronę domku Czarownicy.
- Harry, co tam masz ? – zawołał najsilniejszy , który akurat wracał z treningu judo.
- Kapeć – odpowiedział Harry. – Nie do wiary, jak daleko potrafi nim rzucić...
Czarownica z udanym zdziwieniem spojrzała na Kapeć.
- No proszę, proszę – powiedziała , pogłaskała Harry`ego po głowie i poczęstowała go babeczką z truskawkowym kremem..
A kiedy za chłopcem zamknęły się drzwi położyła Kapeć na krześle i usiadła naprzeciwko.
- Magda martwi się, że nigdzie nie jedzie na wakacje, a Harry próbuje napisać do niej list – wyrecytował jednym tchem Kapeć. – I nie mogłem skontaktować się z Lewym, bo przeszkadzały jakieś trzaski.
Kot bezszelestnie wsunął się przez otwarte okno.
- Przepraszam, że się wtrącam – mruknął – ale taki kapeć....hm, psy uwielbiają kapcie.
I szybciutko usadowił się naprzeciwko półeczki z ziołowymi przyprawami, na wypadek, gdyby Czarownicy przyszło coś głupiego do głowy.
- Lewy powinien być na Strzeżonym – mruknęła pod nosem Czarownica.
Lewy faktycznie był na Strzeżonym, dokładnie w miejscu, gdzie Czarownica zrzuciła go przelatując nad osiedlem..
Ale na skutek niesprzyjających okoliczności nie mógł ruszyć się z miejsca.
Uwagazłypies był wyjątkowo uparty. I najbardziej ze wszystkiego lubił bawić się kapciami.
Kapeć, który spadł z góry tuż przed jego nosem był jego zdaniem idealny do zabawy – nie za duży i nie za mały, bez zbędnego pomponu, który i tak od razu by się urwał.
Tylko, że Kapeć nie chciał poddać się bez walki. Raz i drugi trzepnął psa dotkliwie w nos po czym ufortyfikował się między gałęziami krzewu akacji. Tak więc Uwagazłypies mógł tylko biegać i węszyć dokoła krzewu popiskując z irytacji i nic więcej.
A pan psa był zbyt leniwy, żeby schylić się i sprawdzić, na co szczeka jego pupil.
- Trudno-darmo - orzekła Czarownica wkładając buciki – trzeba pójść na strzeżone i sprawdzić...
Doktor Ambroży zjawił się akurat w momencie, gdy sięgała po laskę. Potrzebował pilnie ziołowej mieszanki, o której było wiadomo, że żadna z aptek nie była w jej posiadaniu.
Czarownica otworzyła kredens i zaczęła przeglądać papierowe torebki.
- Mam problem z Kapciem – opowiadała sypiąc zioła na mosiężną szalkę. – Wysłałam go na Strzeżone i do tej pory nie powrócił.
Leżący na krześle Prawy odwrócił się w stronę kota .
- Teraz zaczną gadać o miksturach – powiedział poirytowany – i akcja ratunkowa się odwlecze.
Kot podrapał się za uchem.
- No dobra – mruknął. – Biorę to na siebie.
I jednym susem znalazł się w ogródku. Przebiegając obok grządki z kocimiętka skubnął jeden malutki listek, podskoczył do góry jak mały kociak i śmignął prze szparę w furtce.
A potem usiadł tuż pod oknem Magdy i głośno zaśpiewał :
- Bardzo ciężką misję ma-am, nie poradzę sobie sa-am, nawet gdybym chciał, mia – au...
Oczywiście dla osób postronnych piosenka kota brzmiała jak zwyczajne miauczenie, a pani Jola, która była wychowawczynią pierwszaków i pod koniec roku szkolnego miała mocno nadszarpnięty system nerwowy zdjęła z nogi klapek i cisnęła go przez okno.
Kot zgrabnie uniknął kolizji i zamiauczał jeszcze parę razy, dopóki w oknie nie pokazała się Magda.
- O co chodzi ? – zapytała.
Drugi klapek pani Joli świsnął mu tuz obok ucha.
Kot chwycił go w zęby i jednym ruchem odgryzł plastikowa kokardkę.
- Przygotuj się do wyjścia – miauknął – a ja zaraz wrócę.
Szybko ukrył kokardkę pod schodami małego domku i powrócił pod klatkę schodową Magdy..
- Musimy biec na Strzeżone – powiedział.
Barczysty ochroniarz zmierzył Magdę surowym spojrzeniem. Spojrzał podejrzliwie na ogromne czarne kocisko w czerwonych szeleczkach, ale zaraz przypomniał sobie komiks o Dziwnej Emilce , który ostatnimi czasy bił rekordy popularności wśród dzieci z apartamentowców i dlatego nie powiedział nic, tylko otworzył bramę.
Kot Czarownicy uchylił pyszczek i na moment zamarł w bezruchu. A potem spojrzał w stronę krzewu akacji, pod którym warował pies.
- Ja go znam – powiedziała Magda i cicho gwizdnęła. Pies poruszył uszami, ale w tej samej chwili przez trawnik przebiegła grupa Apaczów.
Apacze mieli na głowach profesjonalnie wykonane pióropusze i tomahawki z plastiku, do złudzenia przypominającego metal.
I zanim Magda zdążyła cokolwiek powiedzieć, już została przywiązana do pala męczarni, a całe plemię skakało dokoła głośno wrzeszcząc.
Na dodatek pies wpadł na pomysł, aby położyć się na boku i z tej pozycji spróbować wyciągnąć niedostępną zabawkę.
- No to klapa na całej linii – wyszeptała Magda.
Zaś kot Czarownicy zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nagle okrzyki
Indian co nieco ucichły a najmniejszy z nich rozwiązał sznurek krępujący Magdę.
Wódz plemienia zdjął pióropusz i starł z twarzy barwy wojenne chusteczką higieniczną .
Kot wysunął łeb z trawy i cicho psyknął. Magda powoli zrobiła dwa, potem trzy kroki do tyłu, ale Indianom widocznie znudziła się zabawa bo odeszli w stronę ogromnego parasola z reklamą coca-coli.
- Co się stało ? – zapytała cicho Magda. – Bo ja chyba znam ten stan...
- Chyba się zmęczyli tymi podskokami – mruknął kot, i gdyby był człowiekiem, na pewno by się zaczerwienił.- A teraz....akcja ! – wrzasnął i przebiegł tuz pod nosem psa.
Uwagazłypies natychmiast ruszył w pogoń, a Magda wczołgała się pod krzak i wyciągnęła lewy kapeć Czarownicy.
Kot jednym skokiem znalazł się na gałęzi drzewa i przeskoczył przez mur uruchamiając alarm
Ochroniarz przyciskał guziki komputera próbując wyłączyć urządzenie i nie zauważył, jak mała dziewczynka wyszła przez bramę przyciskając do siebie kraciasty kapeć ze śladem po pomponie na nosku.
- Jack Sparrow jedzie do sanatorium, a pani Dora znowu pisze podanie – wyrecytował Lewy.
Doktor Ambroży zapalił cygaro. Czarownica ustawiła kapcie jeden obok drugiego, tuż przy łóżku.
- Fakt, to nie był najlepszy pomysł – powiedziała po chwili, a kapcie odetchnęły z ulgą.
Muszę znalezc jakiś inny sposób – dodała i spojrzała na kota.
Kot wzdrygnął się. Pomyślał, że co jak co, ale nie nadaje się do zbierania informacji i przez chwilę żałował, że nuda nie działa na dorosłych, tylko na dzieci. Bo miał jeszcze jeden , mały, malusieńki kawałeczk ukryty pod schodami, zupełnie bezprawnie i zupełnie na wszelki wypadek...

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!