zacznijmy od tego, że początek historii ma miejsce jakieś 3-4 lata temu, kiedy to zobaczyłam Grubą Dupę
Potem próbowałam ją złapać, ona w podziękowaniu za nieudolne łapanie zostawiała mi raz na jakiś czas kociaki...
teraz przejdźmy do wczorajszego wieczoru
Wczoraj wieczorem idąc karmić dziki, zaatakowała mnie łapa z karmnika
no to złapałam właścicielkę łapy w kocyk i zaniosłam na górę do domu
Małżonek popatrzył spode łba, potem do kontenerka i skomentował "o, jakie małe"
Ja w panice szukałam czegoś co można dać 4 tygodniowemu kociakowi do jedzenia, jednocześnie bluzgając Myszy przez telefon na czym świat stoi i skrzecząc, że ja to mam farta i że w ogóle obsługa takich małych kotów to jakaś dziwna jest...
Małżonek popatrzył na moją krzątaninę i panikę i skomentował "zachowujesz się, jakby to był twój pierwszy kot"
kociak - a właściwie koteczka - ma jakieś 4 tygodnie, jest kuleczką wielkości pięści z małymi nóżkami i krótkim ogonkiem, umaszczeniem przypomina buro-białą Liśkę.
Mała dostała imie Mała Szu

Mała Szu spędziła pół nocy w transporterku, dzielnie wypiła w sumie około 7-8 ml conva
o 3 nad ranem włączyła syrenę
Jak prawdziwa matka wstałam, podgrzałam jedzenie, dałam ze strzykawy
Drze jape
Wacikiem chciałam wysiusiać
Drze jape, sików brak
Wsadziłam jej ciepłą butlę
usiadła na butli i drze japę
zaniosłam Małą do łazienki, postawiłam w kuwetce
siuuuuuuu
po czym Mała zaczęła zwiedzanie
rano obudziło mnie drapanie w drzwi (no bo drzwi służą do wychodzenia, prawda?

)
jak tylko weszłam do łazienki i wyciągnęłam palec w jej kierunku - przyssała się do palca myśląc pewnie, że to cycek
dostała conva
dostała puszkę
i zaczęła sama jeść
po czym wdrapała się na mnie i zaczęła miałkać
wsadziłam do kuwetki, chwilkę podrapałam
Mała Szu zaczęła rozgrzebywać żwirek, zrobiła siuu, a potem kupala
po czym zaczęła atakować piłeczkę biegnąc na trzech łapach i podskakując
ahhh!