» Pon cze 30, 2008 0:17
A dziś trochę z innej beczki. Jako iż moje koty nie jadają ryb słodkowodnych, a trochę ich nałowiłem trzeba było coś z nimi zrobić. W piwnicy do kompletu leżała kocia karma - jako karma do hodowli robakow na żarcie dla gadów. Co prawda hodowla dalej istnieje, gady są ale 5kg karmy dla kotów to przesada. Karma to co prawda siakiś produkt z serii "wyprodukowano dla Lidl" ale zawsze. Szkoda była by wielka gdyby się zmarnować miała. A pod blokiem armia bezdomniaczków wielka:
ze stałego spisu:
kocury - bury oldboy ojciec białaska, białasek z czarnymi ciapkami zeszłoroczna latorośl,
kotki - biało-bura matka bialaska, szylkretka siakaś nowa - karmiąca - nie wiem gdzie są kociaki, biało-czarna chyba już 2 letnia jak narazie bez przychówku (a może wysterylizowana) toważyszka zabaw białaska
dochodzące - biało-rudy kocur, biało-czarna kotka, czarny kocur konkurent burego
Bezdominaczki miały więc dziś wyżerkę. Co prawda dokarmiane są kolektywnie przez mieszkańców mojego bloku z klatki A (ja mieszkam w B), ale takimi rarytasami jak ryby nie wzgardziły.
Widok pochódu kocisk za dużym trzymającym 2 michy w ręku (jedna z suchą, druga z rybami) bezcenny.
PS. Białasek miał w zeszłym roku w listopadzie swoje 5 minut w życiu naszego bloku. Pani sprzątaczka zamkneła go przez nieuwagę w pomieszczeniu pralni. Sąsiadka przyszła do mnie z wiadomością, że w mojej piwnicy miauczy mój kot. Kurcze ja może miałczeć w piwncy jak siedzi w domu - o tu o proszę. No ale tam miałczy kot. Poszliśmy a tu cisza. A od kiedy miałczy - no od środy (a dziś mamy sobotę). No, ten, tego pełen czarnych myśli, długo nie myślałem. Szlifierka kątowa i przecinamy zamknięcie. Naszy oczom ukazał się obraz pustki, kota niet ...a drzwi już zniszczone. Ale dzięki uporowi (...i sile sugestii sąsiadki) odnalazłem kociaka. Siedział skulony w rulonie starej wykładziny. W domu kociak za wszelką cene próbował ewakuacji - najlepiej przez okno (zakonotował sobie w małej główce, że jak przez okno wlazł, to i przez okno wyjdzie). Problem w tym, że ja mieszkam na 3 piętrze i ewakuacja była by niebezpieczna. Z bulem serca wypuściliśmy go spowrotem do naszych blokowych kotów. Z czego się ogromnie ucieszył. Finał sprawy był w zarządzie administracji osiedla, i na komisariacie Policji. Dobrze ze Policjant też człowiek i dał wiarę, temu że oswabadzaliśmy kociaka, a nie przyszliśmy po stare wiadro i złamaną miotłę. Gdy równo miesiąc później próbowaliśmy go złapać, udowodnił nam iż niewarto. Cóż jeśli blokowe biedy nie chcą współpracować to weźmie się kota ze schroniska - czego dowodem jest Burasek, która dzielnie przeszkadza mi w pisaniu tego posta.