Całą no siedziałam nad nim i bacznie obserwowałam.... Wet kazał.
Najpierw pospał sobie w nogach na kanapie, potem przypomniał Filkowi że złe samopoczucie wcale nie znaczy ze oddał mu władzę
Napił się ponownie i ponownie nie zwrócił choć odruch wymiotny był...
Polezał sobie na balkonie.
Spróbowałam się położyć to z Filem z mojego biodra zrobili sobie trampolinę a głowę ulokowali na torze przeszkód. No to wstałam...
Franuś spacerował po mieszkaniu... Sprawdzał kąty.
Ściska mnie za gardło... Jak wracam myślami wstecz to wszystko moja wina.
Zlekceważyłam niedyspozycje Frania pierwszego dnia. Za wiele zgoniłam na upał. Potem ten cholerny weekend i brak kontaktu z wetem.....
Już tego nie zrobię szczególnie w przypadku Franeczka. Z każdą głupotką nawet bedę biegła do weta.
Teraz sie trzesę i czekam na niewidomoco. I nie wiem co bedzie.
Pociągam nosem i ocieram oczy, ale tym życia dla FRanusia nie kupię.
Jest lepiej, ale nie moze byc inaczej po takiej interwencji weta.
Został nawodniony, dostał bobę witaminową, ozon i leki przeciwzapalne...
Ten tydzień zdecyduje...
Myślcie o Franeczku.....
Kończę bo znowu ryczę. Nie widzę liter i zalewm klawiaturę...