Wczoraj pojechałam po kotki (na parę dni zostaną u mnie), zarezerwowałam sobie 4 godziny na złapanie Filusi. Z Filipką poszło gładko, ale kiedy wreszcie udało się złapać Filemonkę... Walka, pazury w ruchu i wyrwała mi się. Dziś też pojechałam i nawet się nie pokazała. Za to Filipka czuję się w jak w siódmym niebie, przytula się i jest typowym na kolankowcem

, odżyła w domu . Mieszka sama w pokoju (Puruś i kociaki mają dość wrażeń). Ale obawiam się, że jest w ciąży, brzuszek jakoś podejrzanie wygląda.

Po Filusię będziemy próbować.