Nie ma dnia, żebym się nie zastanawiała nad towarzyszem dla Stelli. Niby ona nie do kotów, w schronisku się ich bała, ale tyle rzeczy się w niej zmieniło od tego czasu! Miała np. nie dawać się brać na ręce - i tak, było, sama widziałam - a teraz mogę ją nosić i choć za tym nie przepada, to bez problemu mi na to pozwala. Bez stresu schroniska otworzyła się bardzo, bawi się, jest odważna, choć faktycznie czasem cos dziwnego potrafi ją bardzo przestraszyć (jak te nieszczęsne kapcie z myszkami). I dlatego rozmyslam, czy i w kwestii drugiego kota nie byłaby teraz bardziej odważna... jest też u siebie, widać, że zaakceptowała nasze mieszkanie jako swój dom.
Boję się jednak, że drugi kot ją zdominuje i moja dziewczynka znowu się wycofa i zamknie w sobie. Sama nie wiem co o tym myslec. Miałam dawno temu nieudane dokocenie - nieplanowane, po prostu znaleźlismy taką biedę, że jeszcze może z dzień by pożył bez interwencji. I już u nas został, niestety nie polubili się z kotką rezydentką. Zwłaszcza ona była agresywna, bojowa i nigdy go nie zaakceptowała. Aż w końcu kocurek przypomniał sobie, że jest silniejszy i w odwecie niemal ją zagryzł (na szczęscie skończyło się "tylko" na kilku szwach na szyi). Potem już do końca wzajemnie się ignorowali i to było najlepsze, co udało się osiągnąć. No i jest kwestia zgody własciciela mieszkania, i tego, jak łatwo znaleźć nowy dom z dwoma kotami w razie przeprowadzki, albo zapewnić im opiekę kiedy wyjeżdżamy. Z drugiej strony za dużo to my nie jeździmy... i gdyby w ostatecznosci w grę wchodził koci hotel (prowadzi taki nasza klinika weterynaryjna), to pewnie we dwójkę stres byłby łatwiejszy do zniesienia.
W każdym razie, wczoraj kolejny raz przeglądałam ogłoszenia schroniska i wolontariuszy ratujących koty. I oto ku mojemu zdumieniu mój TŻ do mnie dołączył, po czym smętnie wyznał, że własciwie... gdybym dostała nową pracę albo on zmienił swoją na lepszą... to może, ewentualnie... porozmawiałby z facetem od mieszkania.
No zaskoczył mnie. To raczej nie jest jakas bliska perspektywa i może wręcz nigdy się nie stanie... ale chciałabym. A już gdybym jakąs stałą pracę dostała, to na pewno bym nie chciała zostawiać jej samej w domu, bo na razie to spędzamy dni razem. Chociaż ona póki co dobrze znosi nasze wyjscia... no ale jednak nigdy to nie było 10 godzin samotnosci.
Problem w tym, że mój luby nadal sobie marzy o spokojnym, starszym (niekoniecznie seniorze, ale bardziej hmm, dojrzałym niż Stellunia) kocurku. Ja nie wiem ale to chyba ma sredni sens... chciałabym dla Stelli kogos energicznego, kto by się z nią pobawił, a do tego boję się, że starszy kot może ją zdominować za łatwo. Z drugiej strony energiczny kot własnie może ją zdominować. Ona ma tendencję do wycofywania się kiedy nie jest pewna siebie, chowa się pod kocem i w najciemniejszy kąt i tam siedzi godzinami. Potrafi odmowić jedzenia i picia. Nie mam pojęcia jaki kot byłby dla niej najmniej ryzykowny... żeby jej niechcąco nie unieszczęsliwić.
Tak czy siak, to na razie takie gdybanie. Ale jest gdzies temat w głowie i nie daje mi spokoju.