V ogóle to odervaliśmy się troszkę od Rysi, po raz piervszy od operacji.
Poszliśmy na coś co określano jako festival rakóv, v IKEI się to odbyvało bo Szvedzi vcinają latem raki aż im się szvedzkie uszyska trzęsą.
No było to przeżycie.
Bo ja do IKEI nie chodzę, IKEI nie lubię, vięc trudno się było na miejscu poruszać, no przeokropnie bo to jest miejsce full of zasadzkas
Udało się znaleźć vejście, no to nie było takie trudne v sumie, bo vejście navołuje ogromnym napisem. Już za vielkimi obrotovymi drzviami zaczęliśmy się nervovo miotać v poszukivaniu rakóv. Po 10 minutach bezovocnego miotania się i szukania - np dużych plakatóv, czy cóś, poddałam się i vezvałam na pomoc ochroniarza. Udzielił stosovnej informacji, trafiliśmy vięc do strefy restauracji IKEA (baru raczej, ale upierają się to nazyvać restauracją, no niech im będzie). Chcąc przechytrzyć, ruszyliśmy za tłumem napierającym na raki... minęliśmy po drodze malutkie stoisko, na którym v oczy rzuciły mi się jakieś bułeczki, ot stolik napkryty obrusem, navet nie tak duży jak mój stół gdy go maksymalnie rozsunę.
Napieramy, a tam krevetki, jakieś pulpety, pierogi, bar sałatkovy, dzieci, dorośli oglądający to żarcie jakby to był no nie viem, festival brylantóv? Okropność, no ale raki śvieże raki, atrakcja, to nie odpuszczzam, napieram

Po kolejnych kilku minutach vymiękłam, tym razem nie było ochrony, schytałam kucharza.
No tak, raki na tym niedużym stoliku, któremu się nie przyjrzałam

Jeszcze tylko przez ten tłum pulpetovo ziemniaczany poszłam jak przecinak i już, już byłam v ogródku i przyvitałam się z gąską
Zupa rakova całkiem, całkiem, aczkolviek inna niż ta, którą servovała moja babcia, ale nic to, od tego są nove smaki, żeby je poznavać. Następnie penne z szyjkami rakovymi oraz sosem, bardzo ok.
Sałatkę vzięłam mamie na vynos, a my jeszcze uraczyliśmy się rakami rzekłabym saute. V pieknym czervonym kolorze, dobrze ugotovane (mało kopru!), ach piekna uczta. No i super, niestety nie pomyślała obsługa o jednym - szczypce trzeba czymś zgnieść, żeby dobrać się do smakovitej zavartości, plastikovy videlczyk się stanovczo do tego nie nadaje jakkolviek v ogromnej desperacji próbovałam

V końcu Justyn pożyczył od kucharza metalove szczypce, których trzonkiem rozbijaliśmy rakove szczypce
Ale smaczne było i jestem zadovolona. Zadovolenie moje vybitnie zviekszają dvie butelki różnych gatunkóv sherry (ale to już nie v IKEI).
Najgorsze zaczęło się po rakovej uczcie. Chcieliśmy alboviem vyjść. I okazało się to vcale nie proste. Bo tam gdzie vejście nie ma vyjścia, a na logikę być povinno. No niestety nie jest na logikę tylko na vymuszenie, bo żeby vyjść trzeba sie przeciskać przez część sklepu - no, najedli się, może coś kupią

nienavidzę czegoś takiego. Ale co tam, raz do roku zniosę
