W paskowanym księciuniu zakochuję się z dnia na dzień coraz bardziej. Choć, za każdym razem myślę sobie, że już bardziej się nie da.
Ja nie jestem totalnym kocim laikiem, przez mój rodzinny dom przewinęła się spora liczba kotów, ale jak już pisałam psy zawsze stawiałam ponad nimi. Koty po prostu były, obok, u babci, na podwórku. Owszem... miziałam, karmiłam, kochałam - tak jak każdy niepoprawny zwierzolub kocha zwierzaki. A jednak nigdy nie uważałam się za kociarę i wstyd się przyznać, koty uważałam za zwierzaki z którymi nie da się tak zżyć jak z psami. Wstyd mi teraz

bo to małe pasiaste pokazało mi w jak wielkim błędzie byłam
Elmo jest cudowny. Rozwala mnie jego "styl bycia", rozwala mnie to jak bardzo "wywalone"

ma na wszelkie nasze zakazy, rozwala mnie jego towarzyskość (bo nikt, nawet pies który świata poza mną nie widzi... nikt do tej pory nie towarzyszył mi w niemal każdej domowej czynności, i do tego tak czynnie

), rozwala mnie to jak odmiennie traktuje każdego z domowników - bo przecież każdy z nas służy do czegoś innego prawda? I jeszcze ta relacja kot - dziecko... to po prostu trzeba widzieć... powrót MałejDużej ze szkoły to zawsze ogroooomne wydarzenie - widok kota który leci w podskokach do swojej ukochanej pańci, miaucząc i gruchając na tylko sobie znane sposoby - to widok absolutnie bezcenny.
Wczoraj wieczorem szukałam pasiastego bo dziwne dla mnie było, że nie leży ze mną i TŻtem przed TV, jak to zwykle wieczorem bywa. Ale olśniło mnie, że przecież córa spędziła weekend u dziadków i stęskniony kot pewnie śpi z dzieckiem. Nie spał. Leżał na parapecie, wpatrzony w nią jak w obrazek i mruczał

Do nas przyszedł dopiero w nocy.
Wybaczcie ten nieco ckliwy post... i potraktujcie jako przeprosiny dla wszystkich kociastych - bo, należy im się
