Galopującego Moheru to najłatwiej zobaczyć na działce. Zaraz po przyjeździe, gdy prosto po wyskoczeniu z auta pędzi do kocimiętki (ma to zadokowane jak nic innego), albo gdy go ulewa zastanie pod drzewami - wtedy traci na godności i przez trawnik leci coś w rodzaju ciemnej smugi niedotykającej ziemi.
Wczoraj koty się lansowały

. Według nich szanujące się koty przyjmują gości i pełnią honory domu, a nie chowają się po kątach. Był bufet, więc każdy siedział, gdzie chciał. Koty też. Sybirek wpychał się na kanapę między dwie osoby, cały zachwycony, że ktoś go mizia. Najlepiej czuł się przylepiony do czarnej spódnicy koleżanki

.
Moher aż tak się nie brata ze wszystkimi, więc zaległ w koszyczku na dywanie. Co jakiś czas ktoś go głaskał za uszkiem, wtedy z godnością zaciskał jedną łapkę, żeby okazać zadowolenie i ziewał pokazując zębiska i migdałki.
Trykot za to nie mógł sobie znaleźć miejsca, które by go zadowoliło i co chwilę podsiadał kogoś, kto na chwilę wstał.
Dla mnie to trochę niepojęte, że wolą siedzieć i spać parę godzin w takim gwarze, zamiast iść spokojnie spać do innego pokoju czy do łazienki.