"Kwiatki, kwiatki, ......... kwiatki!"
W dniu urodzin Kika dostała od Ukochanego 18 pięknych, czerwonych róż.
Odkąd mam koty jakoś nie po drodze mi z kwiatami, bo:
- obdarowywana jestem trutkami na koty,
- kwiaty są przewracane permanentnie,
- ciągle wycieram zalane stoły i szafki,
- koty zżerają części zielone,
- sprzątam rzygi,
- kwiaty najlepiej prezentują się w brodziku,
- trzeba pamiętać by je tam wynosić ilekroć wychodzi się z domu lub ma się ochotę oko przymknąć,
- trzeba pamiętać o zamykaniu drzwi od łazienki.
Ponieważ wiązanka była ogromna, a ja nie dysponuję już żadnym wazonem poza dwoma małymi, metalowymi pizdryczkami, róże stały u Kiki w pokoju w wiadrze.
Silence lubi sobie kwiecie powąchać, ale go nie wyżera, nie wyciąga, nie przewraca więc kwiaty były względnie bezpieczne.
Względnie, bo jak któryś oszołom wpadał do Kiki pokoju, to natychmiast brał się za konsumpcję ozdobnej trawki.
Dzień po takowej degustacji sprzątałam rzygi z różnych powierzchni z łóżkiem włącznie.
Minął tydzień, róże zwiędły, nadszedł czas by się z nimi pożegnać.
Wspominałam o tej konieczności od kilku dni, ale Kice trudno się było z nimi rozstać.
Dziś się doczekałam!
Córcia zwiędłe kwiaty wyrzuciła i postanowiła sprzątnąć wiadro.
Widzę,

że kombinuje z nim jak koń pod górę i stawia na brzegu komody więc delikatnie zwracam jej uwagę, że to nieodpowiednie miejsce, bo zaraz któryś kot je zrzuci i polecam postawić na podłodze.
Postawiła, odwróciła się by wyprosić nadprogramowe kocie towarzystwo, które korzystając z drzwi do jej pokoju na oścież otwartych, buszowało w strefie zakazanej.
Pierwszy wypadł w podskokach Kaszmir.
Wypadł i wpadł prosto na stojące wiadro po kwiatach.
K...aaaa!!!!!
Było w nim dobre 7 litrów wody.
Wszystko mam zalane.
Właśnie skończyłam nieplanowane mycie najniższych powierzchni poziomych. Nieplanowane pranie trwa nadal.
Tak sobie myślę

, że jak ktoś będzie chciał przekroczyć mój próg dzierżąc kwiecie, to spuszczę gościa ze schodów.
Mam nadzieję, że do imienin mi przejdzie.
