Tak po nocy mi przyszło do głowy. Po pierwsze z tym psem tropiącym. Tak jak już napisała Killatha - pies po tylu dniach raczej nie podejmie tropu, ale może być niezastąpiony przy np. przeszukiwaniu piwnic. I dziewczyny, przecież to nie musi być pies z policji - wystarczy zwykły burek nawet którejś z nas, który nienawidzi kotów. Mój brat takiego ma, może mógłby wypożyczyć...
Druga rzecz to jasnowidz. Ja też nie do końca wierzę w takie rzeczy. Ale też nie do końca nie wierzę... Jednak płacenie komuś 200 PLN za to, że obwącha chusteczkę, zamknie się u siebie i maźnie jakieś kółko uważam za bez sensu... Ja bym takiemu potencjalnemu jasnowidzowi zaproponowała inny układ. Dała mu te rzeczy Tosi potrzebne do jego jasnowidzenia i powiedziała, że zapłacimy mu nie 200, a 2000 zł jak znajdzie kota. Znajdzie, to znaczy, że pojedzie na miejsce i w czasie spaceru po Mokotowie wskaże właściwą piwnicę, budkę, drzewo, cokolwiek i Tosia tam będzie. Żywa lub martwa. Ale Tosia, a nie jakieś kółko na papierze. I można by spisać taką umowę - 2000 za Tosię, za brak Tosi - nic. Jeżeli jasnowidz nie jest naciągaczem i faktycznie wierzy w swoje umiejętności, taka propozycja powinna być dla niego kusząca. W każdym jest trochę hazardzisty

Jeżeli definitywnie się nie zgodzi, to na moje oko będzie to znaczyło tyle, że wie, że nie potrafi znaleźć Tosi. Skąd weźmiemy 2000 (to tylko taka przykładowa kwota, no ale musiałaby być jednak wysoka, żeby skusić jasnowidza do podjęcia ryzyka ) będziemy się martwić gdy jasnowidz znajdzie kota. Ale myślę, że dałybyśmy radę. Co Wy na to?