Trykocio już nie kaszle ani nie kicha

. Migładek już niepowiększony i niezaczerwieniony (obejrzałam wcześniej dokładnie u weta, żeby wiedzieć na co patrzyć

).
Trykot też wyszedł z futra. Chyba. Wyczesałam ogromne ilości, ale on ma taki materacyk futrzany, że dalej jest kudłaty. I nie kołtuni się prawie wcale. Lekko mu tylko pachy przypudrowałam, ale właściwie na wszelki wypadek.
sylwiah2 pisze:Myślę że to dobrze dla niego iż "znudzil" sie swoim pierwszym opiekunom

Sylwio, ja kiedyś, gdy Trykot pakował się na kolana, przytulał się pyszczkiem do twarzy i mruczał powiedziałam bez zastanowienia "dobrze, że cię nie chcieli"

. I potem głupio mi się zrobiło - wiadomo, dla kota to żadne "dobrze". Ale nadal po prostu nie rozumiem, jak można było tak łatwo oddać
takiego kota

. Ma wspaniały charakter. Kochający, wesoły, inteligentny. Zero agresji, nie niszczy, nie sika po domu, nie wisi na firance itd. Nawet jak linieje, to futro jest głównie na grzebieniu, a mało co po domu

Dla mnie to akurat żadne powody do oddania, ale byłam przygotowana na różne ewentualności, jakieś "coś" - wiadomo, nawet jeśli było wszystko w porządku, to przy zmianie domu może być różnie. A to kocił aniołek

. Zdemoralizował go nieco dopiero Sybirek

.