Opowieść pierwsza
Babcia Tekla zdjęła okulary i brzegiem fartucha otarła załzawione oczy.
Miaulina miękko zeskoczyła na ziemię i zajrzała swej pani w twarz.
- Babciu ? – zamruczała pytająco.
A potem wskoczyła na kolana swojej pani i spojrzała na równy rząd liter.
„ Urodziłem się – jeśli mogę tak powiedzieć – dawno, dawno temu, gdy po ziemi chodziły anioły, a dzieci wierzyły w Świętego Mikołaja – w chacie wiejskiego garncarza, który lepił uszate garnki, misy i miski z ciemnozłotej, lepkiej, tłustej gliny. Glinę, jak się później dowiedziałem, kopal na skraju lasu, tam, gdzie do dzisiaj rosną dwie stare brzozy, które wtedy były młodymi, rozczochranymi drzewkami chylącymi się pod najlżejszym podmuchem wiatru.
Garncarz jakoś upodobał sobie te dwa drzewka, być może dlatego, że był wrażliwy na ich delikatna urodę, a być może dlatego, że oznaczały jego ulubione miejsce…fakt, że jesienią, kiedy w okiennice zaczęły uderzać pierwsze nawałnice wyciągnął ze sterty tyczek do fasoli dwie najmocniejsze i wbił je głęboko w ziemię dając wsparcie brzozom…
- Dobrze zrobiłeś – pochwaliła go z początkiem lata wiejska zielarka, która jak mało kto znała się na mocy drzew i mówiła, że brzozy dają sercu siłę, a myślom jasność.
Garncarz pokiwał głową .
- A powiedzcie mi, jakżeście są tacy mądrzy – rzekł spoglądając w wyblakłe oczy zielarki – jakie drzewo daje siłę ciału ?
Zielarka wsparła się na sękatym kosturze i zrzuciła z ramion lnianą płachtę pełną delikatnej, miękkiej trawy.
- Mężczyźnie dąb, kobiecie jarzębina – powiedziała.
Garncarz potarł dłonią czoło i ciężko westchnął.
- A… - zielarka pokiwała siwą głową. – Dzieciom – kasztan…
Najmłodsza córka garncarza od jesieni nie wstawała z łóżka, zanosiła się suchym, duszącym kaszlem i gasła w oczach.
- Kasztan – powtórzył garncarz, poprawił konopne sznurki tak, aby nie ocierały kory drzewek i powoli poszedł w stronę domu. Po drodze schylił się i podniósł mała bryłkę gliny, która poprzedniego dnia zsunęła się z jego taczek.
Zważył ją w dłoni i zaczął schodzić zboczem ku wsi.
W świetle zachodzącego słońca trawy porastające łagodne zbocze wydawały się złote, ostre liście ostów połyskiwały poważną czerwienią miedzi.
Dziecko siedziało oparte o poduszki i wpatrywało się w palenisko.
- Tata – powiedziało – czemu Mruczek na dwór ucieka ? Ze mną spać nie chce…
Ojciec zwichrzył włosy córki.
- A bo kot to kot, za myszami go ciągnie w pola.
- A to nie tak, ze ja umrę, a on się śmierci boi ?
Garncarz wsadził ręce w kieszenie kurtki.
- Kto ci takich głupot nagadał, złotko ? – zapytał, ale serce ścisnęło mu się boleśnie.
Dziewczynka spuściła oczy i szepnęła :
- Ciotka mówili…
- A bodaj ją diabli wzięli – zawołał ojciec. – Oj niech no ja ją spotkam…pożałuje, pożałuje…
Chwycił starą brzozowa miotłę, wywinął nią w powietrzu parę razy i cisnął za próg.
- Tak poleci na Łysą Gorę, do swych przyjaciółek – powiedział i usiadł na brzegu łóżka.
Objął chude ramionka córki i potarł jej czoło szorstkim podbródkiem.
- A Mruczek… - wyjął z kieszeni bryłkę gliny. – Ja ci takiego Mruczka ulepię, ze będzie jak ten nasz, żywy…
Kiedy pręgowany kocur powrócił do izby, garncarz nalał na miskę odrobinę mleka i długo nań spoglądał. A potem zaczął ugniatać glinę w dłoniach, mówiąc –
- Jedna łapa, druga łapa…ogon…
Kiedy na wieży kościoła odezwał się dzwon dziecko spało gorączkowym snem, a ojciec przyglądał się swemu dziełu.
- No Mruczek jak żywy – mruknął, a kot ze zdziwieniem przyjrzał się figurce.
Tak oto przyszedłem na świat…
Garncarz pomalował mnie farbą, która ozdabiał miski i garnuszki, zrobił mi zielone oczy, rumieńce na policzkach a dokoła szyi namalował czerwoną wstążkę…
- Jaki piękny ! – wykrzyknęło dziecko, gdy ojciec postawił mnie na zydelku obok łóżka.
- Nie ucieknie w pola – powiedział garncarz. – tylko uważaj, żeby się nie rozbił…
Kiedy wyszedł na podwórze, dziewczynka wzięła figurkę i położyła obok siebie na poduszce.
- Opowiem ci bajkę – szepnęła i w gliniane ucho popłynęła opowieść o krasnalach, co mieszkają w lesie, o lichu, co zwodzi podróżnych topi wozy na bagnach, o strzygach, co siedzą w dziuplach rosochatych wierzb…
Tak przyszedłem na świat i tak uczyłem się świata ludzi…
cdn