Zanim trafiła do nas Sonia, miałam wyobrażenie, że ja siedzę a kot na kolanach mruczy, albo ja go noszę na rękach itp. Przyjechała Sonia i nie wychodziła spod łóżka lub zza lustra przez miesiąc, kiedy się odważyła, to już było dla nas święto. 3 kwietnia siedziałam przed TV i płakałam, Sona weszła na moje kolana i potwornie mnie podrapała, tak bardzo udeptywała. Od tej pory przychodziła na kolana, ale jeszcze przez jakiś miesiąc udeptywała nerwowo. Potem przyszła spać do łóżka, delikatnie na brzegu, żeby w razie czego się ewakuować. TŻ - postrach kotów nie mógł liczyć na akt łaski, po miesiącu przekupowania smakołykami dała mu się pogłaskać, o noszeniu na rękach i myziankach na kolanach nie było mowy. Ona na Jego widok zmykała pod łóżko. Nasi goście widywali kota tylko na zdjęciach - śmieli się, że tylko kuweta nie jest wirtualna

Do tej pory jak Sonia słyszy dzwonek to ucieka na górę. Teraz po kropelkach bardzo dużo się zmieniło i myślę, że będzie się zmieniać nadal. Otis od początku zdobył nas przebojem, kot z drzewa a nie boi się ludzi, jak dzwoni dzwonek to siedzi przy drzwiach i czeka, jak go nie wpuszczam do wiatrołapu a tam z kimś rozmawiam, to głośno się domaga wpuszczenia. Każdy gość jest przywitany, oznaczony zapachem (łepek w ruch), a bliscy to nawet od razu muszą mieć gotowe kolana, bo co kolanka babci to nie jakieś chude patyki pańci. Dwa koty, dwa charaktery - jak u ludzi. Ja tylko odnoszę wrażenie, że koty nie potrafią udawać jak ludzie i dlatego od razu widzimy, co czują, czego się boją, czego nie lubią...a to z kolei dla nas wyzwanie, żeby to zmienić - i to jest bardzo ludzkie, bo my chcemy móc na nie wpływać...a one udomowione od wieków nadal są najbardziej dzikie. To mnie fascynuje i martwi jednocześnie, fascynuje mnie oberwowanie dzikości, walki o teren, próba dominacji, martwi, bo chciałabym, żeby ich bycie ze sobą nie było źródłem stresu tylko radości.
Ależ się wymądrzyłam....pozdrawiam wszystkie trudne parki...