chcialam przetastowac koty przed wyjazdem na kilka dni na dzialke pod bialystok...
i juz wiem - nigdzie nie jade.
ale od poczatku
wsadzila mkoty do transportera - oba protestowaly, transporter do auta, tam sie uspokoily.
dojechalismy na miejsce (dzialka babci TZ w wilanowie, wiec niedaleko), okazalo sie ze Łacia nie odwiedzila kuwety przed wyjsciem. w transporterze byal KUPA a Łaciowe Łacpki i brzegi trnasportera były nią umazane. transporter został umyty, Łaciowe łapki nie, zeby kota nie stresowac.
koty w szeklach ostaly przywiazane do slupa domku, tak ze mogly siedziec i w domku i na zewnątrz...
Łacia trzymała się wnętrz, Lulek siedział na dworze. najpierw w szelkach, chwile potem juz bez... spacerkiem oddalal sie do furtki (otwartej bo dopiero przyjechalismy) dogonilam, zlapalam, wsadzilam spowrotem w szelki.
i wtedy sie zaczelo.
przeszla Babcia TZ. Lulk sie na nia rzucil wsciekle wrzeszczac. probowalam go zlapac. pogryzl mnie. mocno. mocniej niz niedawno lapana Maja (dzika kotka osiedlowa). zlapalam wcieklego kota za skore na karmu i wsadzilam do transportera.
przesiedzial tam caly wyjazd. przez pol godziny rzucal sie jak dziki kocur, i warczal na wszystko co sie rusza. balam sie nawet reke do transportera wsadzic.
teraz juz wiem. moj kot nie lubi obcych otawrtych przestrzeni i obcych ludzi na nich. oj... alem sie strachu najadla...
lacia grzecznie pospacerowala sobie potrawce. zerwala karabinczyk od smyczki. i tez spacerowala luzem. zlapalam ja tylko dlatego ze sie w krzaki zaplatala... inaczj nie mialabym kota.
zdjec nie ma bo zapomnialam aparatu. boli mnie reka...
wiecej nie jade z kotami na dzialke....
to byl moj senny koszmar i wlasnie sie spelnil

Nie robię już drapaków.
Sprzedaję chusty do noszenia dzieci