Ech...no właśnie a takie ładne były, oryginalne,
amerykanckie i w prozaiczną czerń....
Pruszyn pozdrawia brata w kolorze
A w piątek
będzie bal oj będzie bal, biba i rozróba, Krówcia kończy pół roku
Zupełnie nie wiem kiedy to się stało.
Tresury zwierząt też nie znoszę, zwłaszcza opartej na przymusie, ale szkolenie poprzez wzmacnianie pozytywnych zachowań nie uważam za złe. Psy są z natury stadne, muszą znać swoje miejsce i ramy w których funkcjonują, potrzebują przewodnika.
Dawno, dawno temu miałam dwa duże psy, Cezara i Nukę. Gdziekolwiek szłam i mogłam zabrać, któryś zawsze mi towarzyszył, albo oba, musiały być karne, komenda wydana na spacerze była świętością.
Bardzo, bardzo brakuje mi tego
szwendania się z psami, wiosną, kiedy ziemia pachniała rośnięciem buszowaliśmy godzinami na nadrzecznych łąkach, ugorach, kilometrowe marsze, bezkrwawe łowy na kolorowe bażanty, wiatronogie sarny, płochliwe zające.
Nigdy żadnemu zwierzęciu nie zrobiły krzywdy. Zimą zabawa w śledzenie i rozpoznawanie tropów na śniegu...
Coś mnie naszło na wspomnienia z młodości
