» Sob lis 09, 2013 9:58
Re: Gaja, Morfeusz, Joachim - moja ogoniasta rodzinka :)
No i stało się. Wczoraj o 18 pojechaliśmy na zabieg. Mówcie co chcecie, niby człowiek świadomy, wie co i jak, innym mówi "Będzie ok" a sam, jak przychodzi co do czego, to stresa mega dostaje. Bo przecież to mój kochany kocureczek, bo przecież narkoza to jakieś ryzyko zawsze... ech... Powiedziałam pani wet że strasznie się boję, a ona na to, że to dobrze, bo ktoś musi się bać, a ona jest spokojna i się nie boi, więc ja muszę.
Zabieg przeszedł oczywiście bez żadnych komplikacji, moja pani wet jest zresztą cudowna i to też mi pomogło, że mam do niej pełne zaufanie. Przy okazji poprosiłam o komplet badań, bo jak już spał, to trzeba to wykorzystać było, bo on zawsze u weta się tak stresuje... Zatem został obmacany, opukany, osłuchany, zrobiono mu USG, pobrano krew, za tydzień mam zrobić jeszcze kontrolnie mocz a za 3 miesiące krew na enzymy wątrobowe. Bo chociaż w badaniu krwi enzymy wyszły bardzo dobrze, to w USG widać nieduże stłuszczenie wątroby i śledziony. Nie wiem, skąd to się wzięło. Wprawdzie pani powiedziała, że jeśli wyniki są dobre, to nie trzeba się przejmować, ale sprawdzić za jakiś czas trzeba, czy to taki stały stan, czy też będzie coś szło w jakimś (jakim??? ) kierunku. W każdym razie uspokoiła mnie, że kotek jest zdrowy. Nerki w stanie bdb, serduszko - bdb. Wszystko bdb, tylko ta wątroba. Trzeba będzie jej pilnować.
Po powrocie do domu dostałam szoku na zachowanie malucha. Myślałam, że będzie tak jak przy Joachimie. On po zabiegu przeszedł kilka kroków i zasnął, i tak było całą noc. Budził się, rozejrzał powoli, przeszedł kilka kroków na chwiejnych łapkach i zasypiał. Ale nie. Jak tylko otworzyłam delikatnie i cicho transporterek, Morfeusz wypadł z niego jak strzała, z brzusiem przy ziemi kilka razy obiegł (!) całe mieszkanie. W końcu wskoczył na pralkę (!!!) w łazience. Zataczał się, a biegał jak opętany. Bałam się, że w coś uderzy. Zdjęłam go z pralki, bo bałam się, że spadnie, to pobiegł do pokoju i wskoczył (!!!) na drapak. Latałam za nim i próbowałam pilnować, żeby z czegoś nie spadł, on biegł, chociaż się zataczał. Syczy, zresztą cały czas na Joachima i Gaję, przy czym Joachim go olewa, a Gaja też mu odpowiada syczeniem. W końcu zasnął. Usiadłam na wersalce, światła miałam pogaszone, włączyłam sobie tv, posiedziałam chwilkę, i wtedy mój Morfeuszek cichutko, pomalutku wgramolił mi się na kolana i wtedy jakby się rozluźnił, zasnął. I tak już wtedy byłam uziemiona do godziny 2, bo przecież nie mogłam koteczka budzić. Tak spaliśmy sobie, Ja na pół-siedząco, a on jakby bezpieczny się poczuł, bo ładnie spał. Potem zszedł, zakręcił się w kocyk leżący obok, więc uznałam, że i ja mogę iść w końcu do łóżka.
Niestety, nic nie pił, nie siusiał. O 8 rano sama zdecydowałam podać mu 5 ml wody strzykawką do pysia. Jak się troszkę napił, to zjadł kilka chrupeczek. I potem znowu się zawinął w kocyk i do tej pory śpi. Wolałabym, żeby siknął, ale może jeszcze trzeba poczekać....
Jeszcze się lekko zatacza, gdy chodzi. Mam nadzieję że go nie boli, dostał przeciwbólowe, ale po 12 godzinach one już zaczynają słabnąć....