...Pisałam poprzednie felietoniki siedząc sobie w łóżku , w otoczeniu dwóch wyciągnietych persów, jednego zwiniętego w kłębek bri i jamnika-podkołdernika.Nie,zaraz...jest jeden bri, jamnik...i jeden pers.
Mińczuszka nie ma!
Pewnie poszła do kuwetki albo do miseczek (TUŃCZYK!)....
Łuuuuuupppp...!!!!!- rozległo się po domu.
Oba koty skoczyły na równe nogi.
Melon zaczął szczekać( no czujny jest,no!).
Małż robił nam kawę w kuchni i on dobiegł do pokoju obok pierwszy.
Ja z kotami i Melonem byłam druga.
Pośrodku pokoju stal z niewinną minką Mińczuszek.Wokół Mińczu leżały liczne odłamki szkła.
-NIE RUSZAJ SIĘ AMELKA!!!!-zaryczał Małż-JUŻ CIĘ ZABIERAM!!!ŁAPINY SOBIE POPRZECINASZ!!!
Skoczył (na szczęście nie był boso) i uniósł kociczkę .Przytulił i pogłaskał.
- Bidulko, jak ty się musiałaś wystraszyć....
Koteńka strąciła wczorajszy kileiszek zostawiony przez nas na bufecie.
Amelka ma dwóch obrońców:Małża i Melona.
Jak ktoś jest małym białym Mińczusiem to musi umieć sobie ZAŁATWIĆ:)))
-Byś dała tej kotce tuńczyka....jest TAKA zdenerwowana po tym WYPADKU...-powiedział Małż patrząc na leżącą kołami do góry pośrodku przedpokoju Amelkę....
