gorzej....
wychowałam potwora
zaczęło się to jakiś czas temu...
jem sobie na kolację kiełbaskę na ciepło i czuję ze mnie coś pod stołem packa po nogach
ki diabeł myślę sobie bo przecież chłopaki kiełbaski nie jadają
gdyby to była kura to oczywiście zaraz by się Morrisek zmaterializował
ale tak...
zaglądam pod stół a tam Torilek żebrze
ho bratku myślę sobie jak takiś odważny jesteś to weź ale z ręki
wziął
wredna pańcia coraz wyżej podawała jedzonko aż wreszcie musiał kotek na tapczan wskoczyć by dobrać się do łakoci
a teraz jak tylko siedzę przy stole i mam cokolwiek w ręce choćby długopis pan żebrak już jest na stanowisku
ale trzeba przyznać ze trzyma fason
nawet jak daje mu coś niejadalnego na gust koci to bierze
tak jak dzisiaj było z kluskami na parze
wyplute resztki znalazłam koło kominka
wcale bym się nie zdziwiła gdyby teraz Tosiula się rozmyśliła
o żebraniu nic nie było w umowie
a poza tym Torilek oswaja się coraz bardziej
przy każdej kolacji (kociej rzecz jasna ) daje się głaskać
i zawsze jest mrrruczando a ostatnimi czasy jak ma dobry dzień to i zaczyna się miziać
dzisiaj był właśnie ten dobry dzień
tak nadstawiał ten łepek na mizianki ze w nagłym odruchu pochyliłam sie i ucałowałam tą puchatą główkę czym śmiertelnie wystraszyłam kotucha
