Będzie na smutno

.
Trusiol jest już blisko Tęczowego Mostka i Wiecznie Zielonych Pól Kapusty.
Ja to wiem, ale ciągle nie mogę podjąc tej najwazniejszej decyzji.
Zresztą mój mąż stanowczo się jej sprzeciwia, ciągle wierzy, że jeszcze da się coś zrobić. Sytuacja wygląda tak:
Po przebojach jakie mialam z nim jakiś czas temu, wet postawił uszatka do pionu.
Zajęczak dostał wigoru i niezłego apetytu mimo, że nie większył wagi to wydawał się grubszy, bo dziennie chętnie kicał po mieszkaniu, więc odzyskał zanikając mięśnie.
W zeszłym tygodniu zauważyłam, ze jest dziwnie chwiejny i słaby wtedy dotarło do mnie, że coś mało pije. I jedzenia też coraz mniej znika i to tylko to bardzo miękkie.
Zabrałam, więc króliczka do weterynarza. Okazało się, że ma ropień na podniebieniu. Geneza nie jest jednoznaczna. Pani weterynarz skłaniała się ku urazowi mechanicznemu, które uległo zakażeniu, ale nie wykluczała tez innej możliwości z nowotworem włącznie. Sytuację wyjaśniłoby badanie pod narkozą, ale tego osłabiony królik nie przeżyłby.Dostał, więc antybiotyk , leki przeciwbólowe, wzmacniające i kroplówkę. Ostatnią w niedzielę.
Niestety Trusiek nie je.

Jest strasznie chudy i słaby

.Rozjeżdżają mu się łapki a jak się przewróci to nie potrafi sam się podnieść

. Karmię go strzykawką kleikiem ryżowym i przecierem dla niemowląt Gerbera. Ale sam to ledwo skubnie odrobinę listka sałaty. Patrząc na trzęsącą się kupkę zmierzwionego futra leję łzy bezsilności i żalu

.
Bogdan nie dopuszcza myśli, że to może być już koniec. Nosi króliczka na rękach, masuje mu "nartki", pilnuje godzin karmienia, a ja się waham od skrajnej rozpaczy po nieśmiałą nadzieję, kiedy tak jak przed chwilą jedzonko ze strzykawki szybko znika a nie jak wcześniej zalega w pyszczku jakby królik mial kłopoty z przełknięciem. Ehhhhh......
