» Czw paź 04, 2012 18:23
Re: Moje koty - moja miłość, radość, moje troski i kłopoty
Są jednak jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie.
Kobieta, która niedawno adoptowała ode mnie kotka pracuje w aptece. Zadzwoniła do mnie 2 dni temu, że na dachu dwupiętrowego budynku koło apteki jest kot i nie może się stamtąd wydostać. Podobno dziecko z patologicznej rodziny wypchało tego kotka przez maleńkie okno na ten dach.
Kobieta nie wiedziała jak mu pomóc tzn. kotu. Poradziłam wezwać straż miejską lub pożarną. O dziwo przyjechali strażacy, ściągnęli kotka i ta kobieta zabrała go do weta, odrobaczyła, zrobiła testy na białaczkę, ma też świerzbowca w uszach. Jest to czteromiesięczna czarniusia koteczka. Zabrała do siebie do domu i okazało się że malutka jest strasznie miluśka i przytulańska. Nakarmiła i dała do łazienki, bo boi się aby nie zaraził się ten kotek, którego wzięła ode mnie i jeszcze ma psa. Przez kilka dni może ją potrzymać, jednak ja muszę szukać jej DT.
Rzadko się zdarza, aby ktoś tak postąpił, z reguły zadzwonią do jakiejś fundacji albo schroniska i uważają ze uratowali kota. Dzisiaj zadzwoniła do mnie i pytała czy może małą wypuścić z łazienki, bo tamta płacze i chce wyjść. Nie wiem jak postąpiła, ale widać że kocha zwierzęta i za nic nie chciała oddać jej do schroniska ani tamtej rodzinie.