
I pomysleć, ze jak się poznaliśmy, prawie 16 lat temu, to miał do kotów takie podejście , jak przeciętny mieszkaniec wsi - dziś są, jutro będą inne itp

A teraz, jak byłam w pracy i Gucio mu zwiał, to latał za nim po dworze i listkami suchymi wabił, żeby złapać, bo jeszcze wielki Bandyta przyjdzie i malucha pogoni

Dla wyjasnienia - Bandyta to wielki kocur, jedyny bezdomny w okolicy, choć niezupełnie bezdomny - 0k 100 m od naszego domku jest pawilon, w którym mieści sie sklep spożywczy Społem i fryzjer. Dziewczyny z fryzjera zaadoptowały kocurka, lecza jego zaswierzbione uszka, karmią i dopieszczają, klienci Społem / w tym ja / do wystawionych kocich miseczek wrzucają smakołyczki, kocur cwaniak pod sklepem łasi się do wszystkich i gada pełnym głosem, a jak fryzjer nie działa, to zwiedza okolicę, i goni nasze koty

A Gucias był dzis na dworze prawie 4 godziny, u nas dziś bardzo ciepło, teraz jeszcze 9 st, tylko wiatr straszny, ale chłopakowi się podobało, jak liście fruwają, a mnie się podobało, że w spokoju chatę wysprzątałam i nikt mi za mopem nie latał

Misia wróciła chyba po godzinie i też szczęśliwa, że może się w spokoju najeść i wyspac

A młody totalnie teraz padnięty, nawet na kolana mi się nie pcha
