Babcia Tekla wytarła butelkę z kurzu i spojrzała pod światło. Lekko potrząsnęła butelką a rubinowe światełko w środku zmarszczyło się i zafalowało.
A potem popatrzyła na Molicę i Wnuka odbijających się na powierzchni butelki. Zielone oczy kota zabłysły na wypukłej ściance jak dwa szlachetne kamienie.
- To bardzo stara butelka – powiedział kot.
Babcia Tekla uśmiechnęła się i wyciągnęła za siebie rękę. Palce natrafiły na miękkie, ciepłe futro.
Molica i Wnuk wynieśli się do kuchni i hałasowali talerzami, a pierogi zaczynały już pachnieć
- Historia zatacza krąg – powiedziała Babcia Tekla.
Brązowy kot wygodnie usadowił się na parapecie i poruszył uszami.
… Cyganka miała miedziane pieniążki powplatane we włosy i chore dziecko. Otwierało usta jak wyrzucona na brzeg ryba i konwulsyjnie łapało powietrze.
W spoconych, poskręcanych włosach spacerowała wesz
Tekla odruchowo schowała warkocz za fartuch i dłuższą chwilę rozgrzewała w dłoni zimny stetoskop.
- Musi zostać w szpitalu – powiedziała.- bo inaczej umrze.
Cyganka zaskowyczała jak pies.
- Musi – powtórzyła Tekla, zawinęła dziecko w koc i podała je pielęgniarce.
Pielęgniarka spojrzała na obwódki brudu dokoła paznokci dziecka.
- Proszę ja wykąpać – oświadczyła Tekla.
Pielęgniarka skrzywiła się .
- To jest szpital…- zaczęła, ale Tekla przerwała jej ostro.
- To JEST szpital – powtórzyła tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Powiedziałam : wykąpać, zanieść na salę. Za chwilę tam przyjdę.
Kiedy za pielęgniarką zamknęły się drzwi izby przyjęć Tekla usiadła za biurkiem i otworzyła zeszyt.
- Proszę imię i nazwisko dziecka, adres – powiedziała.
Cyganka wskazała na drzwi.
- My tam, za wsią – powiedziała.
- Na jak długo ? – zapytała Tekla.
Cyganka rozłożyła ręce.
Tekla wstała i podeszła do okna.
- To zapalenie płuc – powiedziała. – Dwa tygodnie, co najmniej. To znaczy długo – dodała patrząc na kobietę otuloną kolorowa chustą.
Cyganka odwróciła się i wyszła.
Stan dziecka był lżejszy, niż Tekla się spodziewała - wykąpane, ubrane w czystą piżamę zaczęło przypominać człowieka, nie małą zagłodzoną małpkę.
Tekla spojrzała na temperaturę, poprawiła kołdrę i udała się dalej.
Kiedy wróciła do gabinetu za oknami panował już zmierzch. Zdjęła fartuch i przewiesiła go przez oparcie krzesła
Białe płócienne , sznurowane buty wstawiła do szafki i przez chwilę stała boso, żeby odpoczęły stopy.
Zamknęła drzwi gabinetu pozostawiając w drzwiach klucz dla sprzątaczki, pożegnała portiera
i skierowała się ku bocznemu wyjściu.
Pchnęła ciężkie drzwi i zapatrzona w pocięte kolorowymi chmurami niebo potknęła się o coś miękkiego.
Przed drzwiami, zwinięta w kłębek jak pies spała Cyganka. Spała tak twardo, że nie obudziła się nawet wtedy, gdy Tekla podłożyła jej pod głowę zwinięty koc i przykryła ją drugim.
„ Zapalenie płuc…” myślała idąc w stronę przystanku autobusowego. „ Gorsza ta wesz…”
Autobus trząsł i kołysał, za oknami przesuwały się drzewa i rozproszone osiedla ludzkie.
Z ulgą wysiadła przy zakurzonej polnej drodze i poszła w stronę miasteczka.
Po drugiej stronie drogi, za jej plecami pulsował ognista muzyka cygański tabor.
Rankiem przed bocznym wejściem leżały dwa koce.
Dziecko zdecydowanie miało się lepiej i sądząc z tonu głosu pytało o matkę.
- Mama zaraz wróci – powiedziała wyraźnie Tekla dyskretnie przyglądając się włosom dziecka.
Wydała salowej dyspozycje i poszła do siebie.
W chwili, gdy otwierała drzwi gabinetu portierni doszły do jej uszu podniesione glosy. Cyganka wymachując rękoma tłumaczyła cos portierowi, portier barykadował sobą drzwi. Na widok pospiesznie nadchodzącej Tekli umilkli.
- Proszę wpuścić tą panią – powiedziała Tekla do portiera i odwróciła się w stronę Cyganki. – A pani niech tak nie krzyczy. Dziecko ma się dobrze i może je pani odwiedzić
Cyganka jak cień wsunęła się do gabinetu.
Bez słowa ujęła rękę Tekli i długo wpatrywała się w jej dłoń.
- To, co się nigdy nie związało połączy się – powiedziała patrząc w oczy Tekli brązowymi jak u psa oczyma. – dużo czasu minie, ale połączy się…
Tekla uśmiechnęła się i wstała.
Cyganka zaś sięgnęła do związanej w węzeł chustki i wyjęła z niej smukłą, ciemnozieloną butelkę. Tekla wyjęła korek, w nos buchnął kwaśny zapach samogonu..
- Nie piję, ale dziękuję – powiedziała., a kiedy cyganka wyszła, wylała zawartość do zlewu. Wypłukała butelkę i wstawiła ją do szafki.
…Brązowy kot zamruczał pytająco.
- Tak, - powiedziała babcia Tekla – to ta sama butelka.
- A wróżba ? – zapytał niespodzianie kot.
Babcia Tekla drgnęła.
- Babciu – odezwała się kuchni Molica – dokwasisz barszczyk ?
Babcia Tekla wstała z fotela . spojrzała na wnuczkę nauczyciela i nagle uświadomiła sobie, że Dziadek Ramol to jej rodzony brat.
„ Sklerotyczka” pomyślała Babcia Tekla uderzając się w czoło. Chuda dziewczyna w ogromnych okularach i wnuk jej brata…
- A wróżba ? – zapytał po raz drugi brązowy kot.
- Spełniła się – powiedziała babcia Tekla. – Oczywiście, że się spełniła.
- Tak sobie właśnie myślałem – odparł kot zeskakując na podłogę.